Polska, jako państwo powierzchownie wyznaniowe, ową powierzchowną religijność okazuje sezonowo. Zwykle katolicy, których według statystyk jest miażdząca większość, są w Polsce dosyć mało religijni. Na co dzień wiara jest im zbędna i przygasa, okazyjnie jednak ten stan rzeczy zmienia owczy pęd i konformizm. Zwykle polscy wierzący budzą się z okazji chrzcin, pogrzebów, ślubów, komunii czy tym podobnych rzeczy… i (last but not least) świąt. Tu się zaczyna problem, bo nie jest ważne, czy ktoś jest chrześcijaninem czy nie; praktycznie cały kraj staje albo spowalnia, bo są święta. Jeśli nie jest się pracownikiem marketu, to ma się wolne choć trochę wcześniej. Na dobrą sprawę świąteczny porządek zmusza do uczestniczenia w nim także ludzi, którzy niekoniecznie tego chcą. Choćby z racji tego, że nie podzielają światopoglądu większości społeczeństwa.
I tu trafiam się ja, uważający jakiegokolwiek boga (niezależnie od postaci, ilości, płci, charakteru, domniemanej aktywności i innych przymiotów) za koncepcję absolutnie mi zbędną w życiu. Do rozumienia świata nie potrzebuję żadnej istoty wyższej, która „miała istnieć od zawsze”, bo wprowadzanie takiego bytu w naukę jest w zasadzie wyrazem myśli „nie mam pojęcia, jak to jest, ale nie bardzo chce mi się szukać, więc pójdę na łatwiznę”. Nie potrzebuję też zastępczego kręgosłupa moralnego w postaci jakiejkolwiek księgi zasad czy udzielanych przez grupę ludzi znających się jedynie na owej księdze wytycznych. Jestem tzw. bezwyznaniowcem, ateistą, bezbożnikiem – jeśli komuś odpowiada i takie określenie. Krótko – nie podzielam poglądu, uznającego między innymi dzień 24-ty grudnia za rocznicę zdarzenia, opisanego w Biblii.
Co ja mam zrobić w okresie świątecznym? Ja chcę spędzić to w inny sposób, organicznie nie chcę zostawać z rytuałem, który stał się dla mnie obcy i zbędny, nawet z cyniczno-materialistycznego punktu widzenia, czyli napchania żołądka produktami kuchni mojej mamy i babci (co sobie cenię) oraz zgarnienia łupów zwanych prezentami. Mdli mnie zresztą, kiedy już w listopadzie, w zasadzie tuż po tzw. Święcie Zmarłych, sklepy napełniają się bielą, czerwienią (nie patriotyczną, świąteczną) i puszczanymi w kółko do obrzydzenia „świątecznymi hitami”. Odrzuca mnie dodatkowo, kiedy słyszę nie tak znowu rzadkie i odosobnione teksty o „wzbogaceniu” w prezenty wiosennego święta, znanego jako Wielkanoc. Nie jestem zresztą jedynym, który stwierdzi, że nawet najbardziej lubiana melodia, słuchana non stop, zwłaszcza niekoniecznie za naszą zgodą, zaczyna odpychać. I tak samo, jak w lecie przy ognisku nad wodą dostaję szczękościsku przy utworach Hey, Dżemu itp., tak trafia mnie, jak po raz tysięczny atakuje mnie „Last Christmas” czy inny „znany i lubiany” okołoświąteczny song, skierowany na odprężenie klienta marketu i zwiększenie w ten sposób sprzedaży. Drażni mnie wszechobecna atmosfera ostentacyjnej konsumpcji, wypruwającej z właściwie każdych świąt religijny charakter i zastępującej go nieskrępowaną, orgiastyczną wręcz konsumpcyjną fetą, często robioną na wyścigi, bo sąsiad nie może mieć bogatszego stołu czy większych fantów pod wielkim i drzewkiem obwieszonym ozdobami niczym „nowy ruski” złotem. Mierzi mnie i odpycha ten cały przeładowany komercyjnym banałem okres, w którym na siłę każą mi się cieszyć – z czego? Z tego, że według oficjalnie uznanej przez baaardzo duża grupę ludzi za prawdę bajki dawno, daaawno temu pod koniec dzisiejszego grudnia miał się urodzić tzw. zbawiciel. To już nawet pominąwszy ten festiwal chciwości, obżarstwa, pychy i zazdrości, na dobrą sprawę chrześcijański tylko z nazwy, z charakteru zaś praktycznie bluźnierczy. Z uwagi na sposób obchodzenia „świąt”, obsceniczny spektakl próżności, materializmu i zakłamania, śmiem twierdzić, że celebracja świątecznych dni staje w rażącej sprzeczności z ich pierwotnym charakterem – religijnym – obecnie zepchniętym na skraj okazji, niewiele wnoszącego dodatku i uwierającej konieczności.
Nie podzielając zresztą tego poglądu, ze względu na który dni 24-26.12. otrzymały w kalendarzu taką, a nie inną nazwę, nie widzę powodu, dla którego miałbym je nazywać Świętami Bożego Narodzenia, świętować to i składać bożonarodzeniowe życzenia, przynajmniej każdemu, do kogo się odezwę. Składam noworoczne – to przynajmniej jest obiektywnie przez wszystkich stwierdzona data.
Ale coś mnie jednak trzyma w tym krajobrazie. Co? Skoro nie akceptuję tej całej religijnej otoczki, to pozostaje tylko parę rzeczy: przede wszystkim brak innej opcji; także przywiązanie do rodziny; może być to też chęć skosztowania niecodziennych potraw czy otrzymania giftów. Niestety bywa to też wybór między samotnym spędzeniem tego wieczoru, a byciem z rodziną. Albo wszystko po trochu. I coś w tym jest. Jako młody (27 lat) człowiek, a w dodatku ateista, spędzam święta z rodziną tylko dlatego, że nie mam jeszcze własnej. A ze swoją dziewczyną nie jestem na razie na tyle długo i blisko, by wyjechać gdzieś tylko we dwójkę i zapomnieć o tym, że w Polsce 24.12. oznacza obsesję wokół zdarzenia opisanego w jakiejś księdze, która jest świętą dla większości rodaków, ale nie dla mnie. Mniejsza o środki, gdy będzie konkretny plan na końcówkę grudnia, to i forsę się zgromadzi. 24-ty grudnia to mógłby być zwykły piątek, ale czuję się przymuszany do uczestnictwa w święcie, które nie jest moim świętem. Już nie. Ostatni raz szantażuje się mnie samotnością i relacjami rodzinnymi. Przyznaję, że przy takim argumencie kwitnie mi w głowie myśl, by założyć rodzinę jak najszybciej, aby móc oderwać się od starej na rzecz nowej.
Mało która osoba, jęcząca takiemu jak ja osobnikowi o rodzinności świąt, wpada na to, że takimi namowami skutecznie owego osobnika odpycha nie tylko od spędzania takich okresów w większym rodzinnym gronie (w którym to gronie mogą się znaleźć ludzie niekoniecznie chcący, z wzajemnością, utrzymywać bliski kontakt z kimś przy stole), ale i od innych przypadków tzw. rodzinnej tradycji czy rodzinnych uroczystości i spotkań. Nie trzeba tu być szczególnie aspołecznym, aby mieć serdecznie dość wymuszonych kontaktów z ludźmi, z którymi człowiek zwyczajnie nie czuje potrzeby utrzymywania bliższych relacji, bo po prostu nadaje się na innych falach. Nie trzeba być specem od psychologii, by wpaść na to, że zmuszanie do niechcianych zachowań skutkuje tylko większą niechęcią i nieprzyjemnością w ich kontekście. Nie trawię świąt, bo nie znoszę mimowolnego uczestnictwa w obrzędzie, którego wymowa kłóci się z moim światopoglądem, w towarzystwie ludzi, których często (z wzajemnością) nie lubię, w całej tej do bólu sztucznej otoczce udawanej i wymuszonej serdeczności. Drażni mnie i odpycha ta cała szopka. To podparte prawie że oficjalnym nakazem kłamstwo o szczęściu, dostatku i udanych relacjach rodzinnych. Dziękuję, to nie dla mnie. Wolę robić to, co lubię, w naprawdę pożądanym towarzystwie i wybranym miejscu czy okolicznościach.
Wszystkim, dla których te warunki spełnione są przy wigilijnym stole, życzę swobody w budowaniu i utrzymywaniu więzi międzyludzkich, opanowania w konsumpcji niewątpliwie smacznych dań oraz w wystawności świątecznej oprawy, a także rozsądku wystarczającego m.in. do powstrzymania się od siadania za kierownicę po ewentualnym wigilijnym kielichu. Oraz – niektórym przynajmniej – zdolności dostrzeżenia, zrozumienia i akceptacji faktu, że nie wszyscy w tym kraju obchodzą religijne święta. Tym zaś, ktorych lubię i szanuję osobiście, a także mniej lub bardziej znanym mi czytelnikom, życzę przyjemnego spędzenia omawianego okresu. Porządniej wypowiem się nieco przed chwilą zmiany cyferki w dacie. Do miłego.
PS. Nie mam w swym zamiarze urażenia ludzi, którzy rzeczywiście są chrześcijanami nie od wielkiego dzwonu i dla których święta mają wymiar duchowy, a nie służą tylko zapełnieniu stołu, a następnie kałduna, odświętnym jedzeniem i napitkami. Z pewnością tacy prawdziwie wierzący są i wcale nie stanowią takiego znikomego ułamka społeczeństwa. Nie zmienia to jednak faktu, iż święta w Polsce to przede wszystkim konsumpcja i prezencja, zaś aspekt religijny robi wrażenie dopiętego na siłę, coraz mniej pasującego do konsumpcyjnej fety i na dobrą sprawę w tym wszystkim niepotrzebnego. Rozważając przyszłoroczny wyjazd gdzieś daleko tylko we dwójkę, ja przynajmniej nie ukrywam, że chodzi mi po prostu o rozrywkę i dobre samopoczucie. Nie mam zresztą i nie będę miał poczucia winy z tego powodu, że nażarłem się jak świnia i wydałem tyle szmalu na kilka dni uczty.
Józef
24/12/2010
No to jest nas dwoje! A nie wspomniałeś o przedświątecznym amoku przygotowań – circa dwa tygodnie z wielkim finiszem ostatnich dwóch dób. Koszmar, horror, groteska!
Właśnie wyeksportowałem swą lepszą połowę na dworzec (jedzie spędzić prawdziwe święta ze swą pierwotną rodziną), wyłączyłem telefon, skypa, telewizor, radio oraz co tam się dało i…
Rozkosz! Cisza, spokój i parę ciekawych książek do przetrawienia!
A religijność polska? Jako zakamieniały bezbożnik służę konsultacjami teologicznymi religijnemu otoczeniu. Obowiązkiem niedowiarka jest wiedzieć dokładnie, w co się nie wierzy – ta moralniejsza część populacji z reguły nie przewertowała nawet Biblii po łepkach. No bo mają wiarę i nie muszą…
Ech, ludu boży!
Jak widać z powyższego niechęć Bażonarodzeniowa nie jest związana z wiekiem czyli niedojrzałością (popularny sposób trucia rodzinnego). Jam starszy znacznie -mów mi wuju!
Roman Strokosz
24/12/2010
No i wreszcie ktos pisze o polskim katolicyzmie tak,. jak jest w rzeczywistosci.
Dzisiaj Wigilia Bozego Narodzenia.!
W moim zyciu ten wyjatkowy w roku dzien spedziale orzmaicie i w glebokim buszu afrtykanskim, i w tropikach ameryki poludniowej, ale rowniez mialem okazje w ten dzien i te noc byc w Izraelu w miejscu narodzin Jezusa.przygladalem sie wszedzie jak narody swiata – zroznicowanej kultury i obyczajow spedzaja ten dzien.
Szczerze powiem, ze czystego wyznawania wiary, kultowego wrecz obchodzenia dnia narodzin Jezusa zbawiciela ( poza watykanem) nie spotkalem nigdzie. Wszedzie komercja, wyrachowanie i nwyrafinowanie, sztampa, kicz, wszelakie prymiotywne w tresci [piesni, ktore nawet trudno nazwac pastralkami.
wrocmy jednak na polskie podworko!
Przewaza obrazek, ktory nazywa, …” MODLI SIE POD FUGURA A SKURWYSYNA MA ZA SKORA”
Odpieprzyc sie jak stroz w Boze Cialo i walna paradnie do kosciola na pasterke, a ze z geby wala opary alkoholu ? Co tam? To z radosci ze sie na narodzil nasz zbawiciel!!!!!!!. Pospiewac, przekazac sobie znak pokoju, pokazac sie sasiadom i znajmoym, posuszyc zeby falszywym usmiechem i znowu do domu za stol . No i wszystko sprowadza sie do zarcia, wypiwki i ubioru, prezentow po choinka i odspiewania koled nie raz z pomoca tekstow drukowanych w reku bo na pamiec to tylko starsze pokolenie zna koledy.
Pozniej bedzie cisza I ZNOWU WIELKANOC POZNIEJ KOMUN IE I BOZE CIALO OD CZASU DO CZASU INNE SPEKTAKULARNE OKAZJE OT WLASNIE POLSKI KATOLICYZM.
Kiedys czytalem ze tak prawdziwie wyznawanie wiary praktykuje okolo 36 % Polakow ( z przekonania), okolo 23 % bo tak wypada w srodowisku w ktorym zyja, 39 % od okazji do okazji!. No to jak to jest z tym katolicyzmem w Polsce?
Ja juz chyba skladalem zyczenia na tym Blogu przemilego Gospoadrza, wiec powtorze sie tylko symbolicznie dzisiaj w wigilijny wieczor.’POLACY! LAMIAC SIE SYMBOLICZNYM OPLATKIEM, ZROBCIE TAKI DUCHOWY RACHUNEKI SUMIENIA I WYZNANIA SWYCH GRZECHOW I KRZYWD I ZASTANOWCIE SIE, CZY ABY W NADCHODZACYM ROKU NIE WARTO POPRACOWAC NAD SWOIM CHRZESCIJANSKIM WYCHOWANIEM, KRZEWIENIEM CHRZESCIJANSKIEJ KULTURY BYCIA, KULTURY STOSUNKOW MIEDZYLUDZKICH.
JAN PAWEL II NAS NAUCZAL I SZYBKO JAKOS ZAPOMNIELISMY TE NAUKI! NIE ZDWAJMY SIE CYWILIZACJI W TYM GORZYM CIENIU I JEJ BLASKU, BOWIEM TRADYCJA, SZCZEROSC UCZUC, WRAZLIWOSC POWINNO U NAS POZOSTAWAC, I POWINNISMY TO PRZEKAZYWAC MLODSZYM POKOLENIOM.
WESOLYCH SWIAT I CHWIL ZADUMY NAD RZECZYWISTYOSCIA BY NOWY 2011 ROK BYL ROKIEM SPELNIONYM A NIE STRACONYM W NASZYM ZYCIU~!
Dario
26/12/2010
Nie tylko ja. Atkabe z „zapisków niepoprawnych” (realia szaraka – link u mnie) ma podobne zdanie, tyle że wyraża je jeszcze ostrzej. A swoją drogą, od dawna dostrzegam powierzchowność tych rytuałów i przerost formy nad treścią, a także połączony z nimi i napędzający to wszystko konformizm. Sądzę, że gdyby poszukać ludzi naprawdę wierzących, odprawiających to wszystko z własnej, nieprzymuszonej woli i autentycznego poczucia sensu, a także żyjących w zgodzie z przynajmniej większością z tych zasad, to trzeba by się mocno naszukać, a i tak znalazłoby się jedynie garstkę w tym rzekomo chrześcijańskim społeczeństwie. A może przeceniam moc tych zasad? Może tak naprawdę chrześcijaństwo to JEST konformizm, obłuda, oszukiwanie siebie, dwulicowość i świętoszkowatość oraz wiele innych niemiłych rzeczy, których nie chcialbym doświadczyć w drugim człowieku?
Zbyniek
25/12/2010
Polski katolik żre i pije przy każdej okazji związanej z religią katolicką.
Chrzest pijaństwo i obżarstwo komunia. bierzmowani ślub a nawet zgon najbliższej osoby wiąże się z chlaniem i żarciem.
A już do przesady jest z chrztem komunią i ślubem aż ciarki biorą gdy człowiek jest zaproszony na taką impreze bo staje się w tym dniu uboższy o kilka tysięcy. Dawniej wystarczyła książka i piłka na komunię jak w moim przypadku a dziś tak jak piszę strach być zaproszonym
Dario
26/12/2010
Skoro już wprowadzenie dzieciaka w „wiarę katolicką” odbywa się w ramach jeszcze jednego wyścigu na wystawność i zamożność, to czemu się potem dziwić? Tak naprawdę jedyne, co dziecko zrozumie z tzw. Komunii, to to, że katolicka tradycja wiąże się przede wszystkim z imprezami rodzinnymi i darami. Bo sensu wiary dziecko nie jest w stanie pojąć.
szrek
27/12/2010
ATEIZM
PEDALSTWO
BANDYCTWO
ZŁODZIEJSTWO
CIEMNOGRÓD
to są wartości ludzi którzy mówią , to nie moje święta.
ps…. jak to ty mówisz ???.. acha juz wiem- bez obrazy !
Dario
27/12/2010
Mistrzu stereotypów i ciasnej mózgowej szufladki, znasz się na ludziach jak świnia na fizyce kwantowej. Może do ciebie nie dotarło, ale masa ludzi nie obchodzi chrzęscijańskich świąt, po prostu z racji tego, że nie podzielają chrześcijańskiego poglądu. I już. A generalizacja jest zwykle żałosną próbą zapakowania w szufladkę czegoś, czego się nie rozumie, by móc to pojąć. rzeczami, których TY nie rozumiesz, można wypełnić Wielki Kanion… bez obrazy.