Z pustego i Ziobro nie naleje…

Posted on 07/11/2009 - autor:

3


Obecny prezydent jest – co widać aż zbyt dobrze – osobą nieprzystającą do swej roli. Męczy się wyraźnie i ciężko się temu dziwić, wszak od samego początku skazany był na wykonywanie zadań brata, czyli nieprzeszkadzaniu PiS-owi w umacnianiu swej władzy i późniejszym sabotowaniu PO. Od początku zresztą nie krył się z tym i epatował stronniczością. A także małostkowością, biernością, nieporadnością, brakiem towarzyskiego obycia czy obsesyjną chęcią pokazania, kto tu jest ważny i dlaczego on. Nie są to cechy, ktorych oczekujemy od głowy państwa. Trudno oczekiwać, by obecny dzierżyciel tej funkcji nagle, w wieku 60 lat, wykształcił pożądane walory i odciął się od korzeni partyjnych. Nie widać zresztą, by w ogóle chciał. Z tego też względu nie daje mu się zbytnich szans na reelekcję, a wybory już za niecały rok.
Aby podnieść szanse swego brata, brat starszy zajmuje się tym, co umie najlepiej: opluwaniem, niszczeniem i jątrzeniem. Działa wymierzone w Tuska, bo to Tusk od zawsze był najgroźniejszym rywalem. Jak to zwykle w przypadku PiS bywa, atak odnosi skutek odwrotny do zamierzonego. Natomiast PiS, zamiast spróbować przedstawić sobą coś pozytywnego, wciąż działa pod „słupki” i wciąż oskarża PO o takie działanie. Niemniej Lech Kaczyński na chwilę obecną nie będzie miał drugiej kadencji.
Ściągnięto zatem posiłki z samej Brukseli – kampanię prezydencką Kaczyńskiego prowadzić będzie Zbigniew „gwoździk” Ziobro. W końcu trzeba jakoś zdyskontować to poparcie z 7 czerwca. Kiedy to usłyszałem, pomyślałem sobie „Ciekawe, kiedy Zbynio zrobi pierwszą konferencję i pokaże kolejny „porażający (niestety, głównie swą amatorszczyzną) dowód” jakiejś ogromnej przewiny Tuska, popierając to wyświechtaną tezą, że Tusk powinien podać się do dymisji. Niestety, innych metod kaczyści nie mają (a swoich i tak nie potrafią porzadnie zastosować), mit Kaczyńskiego jako „bezstronnego szeryfa” rozwiał się wieki temu, a ciężko tego kandydata przedstawić w pozytywnym świetle, trzeba więc innych obrzydzić, by swój wypadł na ich tle lepiej. To zagrywka stosowana od dobrych paru lat w telewizji – znani (i nierzadko uznani) satyrycy prowadzą programy satyryczne i rzucają tak żałosne dowcipy i gagi, że rzeczywiście ciężko o gorsze. A tu też będzie kabaret, bo ZZ nie raz będzie rozpaczliwie wierzgać nogami w desperackiej próbie ratowania wizerunku prezydenta, podczas gdy prezydent beztrosko sabotować będzie ziobrowe wysiłki, nierzadko po prostu pokazując się publicznie.
Ogólnie zatem rzecz biorąc, ZZ skazany jest na porażkę. I, paradoksalnie, o to chodzi. Aby obwinić go za (z Ziobrą czy bez, praktycznie pewną) klęskę prezydenta w wyborach. Kto usadził byłego Ministra Sprawiedliwości na tak wrednym stołku? Jak to kto? Konkurencja – Bielan i Kamiński. Do których chyba nie dociera, iż niepokorny i upojony własnym wynikiem wyborczym „Zero” w gruncie rzeczy ciągnie tą partię do przodu. Jego wynik świadczy o tym, iż tego człowieka w PiS trzeba promować, a nie złośliwie rugować. Za co? Za słowa prawdy o kampanii wyborczej PiS – ale wtedy sam prezes tupnął nogą i Ziobro potulnie wrócił do szeregu.
W sumie chodzi też o to, by ZZ (który w sondażach ma większe szanse na zwycięstwo w 2010 r. niż Kaczyński) nie zdecydował się samemu wystartować. Czyli znowu Ziobrę się tłamsi. Korzysta się z tego, że on z kolei nie tupnie nogą i nie pójdzie, bo jemu brakuje ikry na takie działanie. Już raz to pokazał. Tym samym lider z niego nie będzie i widać to już teraz. Natomiast wycinając Ziobrę, PiS strzela sobie w stopę, bo osłabia dodatkowo swój, i tak zanoszący się na słaby, wynik wyborczy – to już w 2011.
Tak to tchórzostwo i oportunizm triumfują nad konkretnym i sensownym działaniem. Jasne jest bowiem, że Bielan i Kamiński, główni pijarowcy PiS, uciekają od odpowiedzialności za mizerne efekty swych wysiłków i chronią własne skóry. Aby podlizać się prezesowi, uderzają podstępnie w nie do końca spolegliwego Ziobrę, który chyba szuka odpowiedniego bodźca dla wyjścia z partii i po spodziewanych gromach na jego głowę (za coś, czemu i tak nie mógłby zapobiec) będzie miał okazję. I który mógłby zapewnić głównemu ugrupowaniu opozycyjnemu przyszłość w ławach sejmowych. I jeszcze coś: wychodzi, że ci „najlepsi” siedzą w Brukseli, a w kraju nie został nikt mogący prowadzić kampanię Lechowi Kaczyńskiemu. I tak najpewniej przegrana, ale jednak. Nadchodzą trudne czasy dla „obozu czwartej”…

Posted in: polityka, Polska