Honory i podziały

Posted on 15/04/2010 - autor:

22


Tyle się gadało o pojednaniu, o wyciszeniu, o zawieszeniu sporów politycznych. Tak niby miało być pięknie i spokojnie po smoleńskiej tragedii. Dalej rzucane są i transmitowane głosy o tym, że będzie nowa jakoość życia politycznego, że spory wygasną itd. O naiwni, chyba nie macie kontaktu ze światem. Od samego początku żałoby wyszło bowiem na to, że pojednania nie będzie.
Zaczęło się od tekstów o stracie elit. Potem na całego ruszyło wybielanie Prezydenta Kaczyńskiego i innych ofiar tragedii, którzy (tak, wprost to napiszę) byli niekompetentni i nie powinni byli trafić na zajmowane w chwili śmierci stanowiska. Za chwilę apologeci Czwartej RP masowo wychwalali Kaczyńskiego pod niebiosa, korzystając z tego, iż przeciwnicy Prezydenta nie odważą się zaprzeczyć robieniu z niego bohatera i męczennika narodowego. Bo nie wypada źle mówić o zmarłym. OK, rozumiem, że należy uszanować człowieka, że zginął w tragicznych okolicznościach, niemniej prawica wespół z klerem usiłowała coś na śmierci załogi Tupolewa ugrać. I było to tak oczywiste, aż obrzydzenie brało.
Indukowano i wmawiano ludziom zbiorową amnezję, na siłę wstawiano do mózgów legendę Lecha Kaczyńskiego. Była to taka sama propaganda, jaka towarzyszyła jego prezydenturze od samego końca 2005 roku, niemniej nie spotykała się ze sprzeciwem – bo nie wypadało. A prawica atakowała i walczyła o kolejne przyczółki, byle tylko wymazać pamięć o partyjnej i fatalnej prezydenturze. Ulice, place, skwery… dzisiaj Lech Kaczyński został pośmiertnie honorowym obywatelem Warszawy. Nie chcę, aby mnie źle zrozumiano, bo akurat tym pomysłom nie mam nic do zarzucenia, ale pewne granice jednak przekroczono. Stadion Narodowy imienia Lecha Kaczyńskiego nie wyszedł, to umyślono, że pochowają Prezydenta wśród królów – na Wawelu.
Dawno nie widziałem takiego rejwachu, tak (niejednokrotnie skrajnie) różnych zdań i opinii. Jedni chcą, inni nie, jedni mają to za zaszczyt, inni za hańbę – dla samego miejsca i osób tam złożonych. Przy czym żaden z Prezydentów ani II, ani III RP nie został na Wawelu pochowany, choć moim zdaniem i Gabriel Narutowicz, i Ignacy Mościcki, byli o niebo godniejsi takiego miejsca spoczynku. Dodatkowo chciano Prezydenta pochować tuż obok Marszałka Piłsudskiego. Zaprotestowali potomkowie Marszałka i para prezydencka spocznie w przedsionku krypty Marszałka. Trochę dziwne miejsce, ale alternatywą byłoby naruszenie marszałkowskiego grobowca. Tak jakby nie dało się Kaczyńskich pochować np. na Powązkach, w Alei Zasłużonych, albo w Świątyni Opatrzności Bożej, w Krypcie Wielkich Polaków, gdzie spocznie Prezydent Kaczorowski.
Wawelu już się nie cofnie, ale decyzja jest kontrowersyjna i wywołuje burze, podziały, protesty. Wyraźnie czuć politykierstwo i zgrzyt, niesmak na milę bije od całej sytuacji. Pikanterii sprawie dodaje fakt, iż teraz rzekomi pomysłodawcy, czyli kościół, Jarosław Kaczyński i współpracownicy Prezydenta wzajemnie obarczają się autorstwem tego pomysłu. I zdecydowanie nie jest to spór pozytywny. Wszyscy ci wiedzą bowiem, że domniemany autor idei straci punkty.
I tak na całej sprawie straci Jarosław Kaczyński, który nie wykazał się wyczuciem sytuacji i pozwolił na to, by ze śmierci Prezydenta uczyniono cyrk polityczny. Jak zwykle bowiem apologeci Kaczyńsskiego przeszarżowali. Mieli na widelcu współczucie i wsparcie praktycznie całego narodu. Całego, nie tylko tej części, z którą utożsamiał się obóz Prezydenta. Wskutek tragedii smoleńskiej zapomniano bowiem o rzeczywistych „kompetencjach” i „dorobku” ofiar katastrofy. PiS mógł otworzyć nowy rozdział. Gdyby to dobrze rozegrał, miałby przed wyborami czystą kartę. Nawet lepiej, bo falę wspólczucia możnaby jeszcze długo trzymać. Na własne życzenie zmarnowano i tą szansę.
Lech Kaczyński przez swą tragiczną śmierć nie stał się wybitnym politykiem, którym nigdy nie był. Jego dokonania jako polityka nie różnią się od tych, które miał na swym koncie jeszcze tydzień temu, kiedy szykował się do (moim zdaniem zbędnej i wymuszonej własną małostkowością polityczną oraz nachalną próbą zarobienia punktów na katyńskich grobach) podróży do Katynia. Jednakże to mu wybaczono, albo chociaż Polacy skłonni byli mu to wybaczyć. Mógł odejść nie jako narzędzie PiS, ale po prostu jako głowa państwa. Politykierstwo Kaczyńskiego, Dziwisza i innych zniszczyło żałobę po Prezydencie, odebrało mu nawet szansę godnego odejścia. Lech Kaczyński nawet po śmierci nie zaznał spokoju i wytchnienia. Nawet (a zwłaszcza) z rąk swych sympatyków i sojuszników. Nie ceniłem go jako polityka, nie mam politycznej amnezji i dla mnie na Wawel Lech Kaczyński nie zasługuje. Ale chociaż po tragicznym końcu zasługuje na to, by przestać być niewolnikiem swej opcji politycznej. Chociaż to mu się należy.

Posted in: polityka, Polska