Upokorzenie i knebel

Posted on 09/09/2010 - autor:

5


Przyszła dzisiaj Elżbieta Jakubiak do Jarosława Kaczyńskiego. „Przyszła” to może zbyt duże słowo, sądząc po nastroju i wypowiedziach zawieszonej posłanki – bardziej adekwatne byłoby tu „przyczołgała się”. Kaczyński ją wezwał i wspaniałomyślnie znalazł dla niej chwilę między jednym a drugim spotkaniem, po czym nie odwiesił jej. Jakubiak złożyła samokrytykę, „zapomniała” porozmawiać o powodach zawieszenia i powiedziała dziennikarzom, że teraz już sprawy partyjne będą rozstrzygane wewnątrz klubu, a nie w mediach.
Tak przed audiencją, jak i po niej, po posłance widać było strach i niepewność. Jeśli prezes K. potraktował ją tak bardzo z góry, nie wyjaśniając nawet powodu swej arbitralnej decyzji, a ona bez szemrania przyjęła to, to jest tu coś bardzo nie w porządku z tym ugrupowaniem. Osoba obecna w partii od dobrych paru lat, mająca w życiorysie szefowanie gabinetowi Lecha Kaczyńskiego i Ministerstwu Sportu, lojalna jak mało kto, ma chyba prawo do większego szacunku, a już na pewno do wyjaśnienia, dlaczego za jedną małą sprawę spotyka ją taka sankcja. Za tyle lat działania pod bliźniakami taka informacja po prostu należy się jej. Tymczasem Jakubiak nie dość, że nie walczy o swoje racje, nie dość, że daje się poniżać, to jeszcze przeprasza Kaczyńskiego za jego własne humory.
Joanna Kluzik-Rostkowska też nie jest już taka harda jak wcześniej. Dalej nie podoba się jej Macierewicz, dalej nie zgadza się z „kondominium rosyjsko-niemieckim” i innymi przykładami ekstremalnego bełkotu prezesa K., ale nie wyobraża sobie PiS bez Kaczyńskiego. Siebie na stanowisku wiceprezesa też nie widzi, bo byłoby jej źle z tym, że z pewnymi rzeczami się nie zgadza. Aż przykro patrzeć i słuchać, jak kobieta, która jednak bardziej niż wielu innych w tej partii coś sobą reprezentuje i ma poukładane w głowie, przeprasza żyjącego bliźniaka za niemożność bycia klakierem. Przy okazji wyszło, że wiceprezes PiS powinien przede wszystkim być potakiwaczem, w pełni zgadzającym się z wypowiedziami prezesa. W tym ugrupowaniu nie jest to funkcja pozwalająca na wpływanie na linię partii i współdecydowanie o niej.
Szokuje to, jak łatwo i skutecznie osoba Kaczyńskiego sprawia, iż jego podwładni wchodzą w rolę posłusznych i grzecznych pionków, zapominając o swej wartości i własnym charakterze. Fakt, statut PiS umożliwia prezesowi samodzielne zawieszenie w prawach członka danej osoby, przy czym odbywa się to w oparciu o mocno ogólne i niejasne przesłanki, ale bez przesady, jakąś godność własną trzeba mieć. Tymczasem wszyscy trzęsą się przed gniewem prezesa K., który dodatkowo nałożył na podwładnych zasłonę milczenia w kwestii spraw partii, żeby nie nazwać tego kneblem, choć biorąc poprawkę na „subtelność” ekspremiera, to ostatnie określenie pasuje bardziej. Kaczyński wymaga absolutnego poddania, a niepokornych przeciąga przez psychiczny odpowiednik tunelu z fekaliami, przynajmniej do czasu, aż się profilaktycznie nie ukorzą. Każdy, w każdej chwili, może popaść w niełaskę i być zgnębiony, za cokolwiek, co nie spodoba się prezesowi. Może nawet dla zabawy, gdyby Jarosław chciał sobie kiedyś odegrać pisowską wersję przypowieści o Hiobie. Zezwala mu na to statut, a sam prezes nie zapomina i nie przebacza.

Posted in: polityka, Polska