Życzeniowe jaskółki

Posted on 20/01/2011 - autor:

2


Platforma się wali, traci poparcie, za chwilę straci i odda władzę, najlepiej powinna zrobić to już teraz. Na początku roku 2008 słyszeliśmy to prawie codziennie. Od ponad trzech lat politycy opozycji, w szczególności PiS, przepowiadają rychły koniec rządów PO. Kiedy tylko jakaś firma sondażowa ogłosi minimalny spadek notowań premiera, rządu czy głównej partii koalicyjnej, po stronie opozycji podnosi się wrzawa, jakby prezes już wygrał wybory albo choć szóstkę w totka. W oczach przeciwników rządu do rangi wydarzenia druzgoczącego całą formację polityczną urasta każda drobna różnica zdań między premierem a członkiem rządu lub PO, każda drobna wpadka jakiegoś posła czy senatora. Gdyby taka najmniejsza sprawka miała chwiać koalicją czy rządem, premier zmieniałby się parę razy w tygodniu, zaś ministrowie chyba parę razy dziennie. Taki scenariusz zdaje się nierealny… i taki jest, bo kasandryczne wróżby pisowców nijak nie chcą się spełnić.
Koniec Platformy prorokowano przy Misiaku, Palikocie, każdych wyborach w trakcie kadencji, każdej mniej lub bardziej wydumanej aferce. Teraz jest Schetyna. Marszałek Sejmu, numer dwa zarówno w PO, jak i w Polsce, rzucił ostatnio tekstem, iż reakcja premiera na raport MAK była spóźniona. I oczywiście wywołało to falę komentarzy i spekulacji. Opozycja parlamentarna – cała, PiS, Lewica i PJN, wieszczą konflikt prowadzący do rozłamu partii i upadku rządu. Jak wcześniej Schetyna miał słabe notowania u pisowców, teraz nagle zyskał w oczach prezesa, który rozanielony przewiduje koniec PO. Media spekulują o frontach, dworach, koteriach, wewnętrznych frakcjach, podchodach, zakusach, walkach itp. Oczywiście Platforma ani myśli się rozpadać.
Tej zgrai komentatorów, mniej lub bardziej zadowolonych z czarnych scenariuszy oraz mniej lub bardziej wnikliwie analizujących dane możliwości, umyka gdzieś jeden szczegół: polityk może mieć prawo do własnego zdania. To nie jest PiS, gdzie w statucie zapisany jest obowiązek przestrzegania linii partyjnej i kary z wyrzuceniem z klubu włącznie za niedostosowanie się do tego. Być może Marszałek rzeczywiście tak uważa, może po prostu palnął gafę, równie dobrze za chwilę przemyśli swoje słowa i wycofa je, niemniej nie skończy się to na dywaniku u szefa, karze dyscyplinarnej czy rozłamie. A nawet jeśli premierowi Tuskowi bardzo się ta wypowiedź nie podoba, to nie będzie za jedno przewinienie gnębić zaufanych i zasłużonych. Choćby i po to, by odróżnić się od największego rywala, który lubi rozstawiać podwładnych po kątach, demonstrując, że liczy się tylko zdanie szefa, a brak lojalności oznacza krzyżyk na drogę.
Inna sprawa to myślenie życzeniowe, podszyte rozgoryczeniem i desperacją. Pozycja Platformy na polskiej scenie politycznej jest praktycznie niezagrożona i wysiłki opozycji, mocno zresztą nieudolne, nie przynoszą efektu. PO wygrywa wybory za wyborami i ma sporą szansę, aby jako pierwsza partia w historii III RP obronić tytuł i utrzymać się przy władzy. Przeciwnicy są tak słabi, że pozostaje im liczenie na cud i czekanie, aż Platforma sama się rozpadnie, albo że pojawi się tąpnięcie, które rozbije ugrupowanie rządzące. Nie udało się z Sawicką, nie wyszło z Misiakiem, Kamiński z CBA też nie dał rady, nawet kryzys się nie udał. Opozycja nie potrafi lub nie chce stanowić rzetelnej, merytorycznej alternatywy dla rządzących. Brakuje tu pozytywnej aktywności, nie widać pomysłów i działań, jest przede wszystkim krytyka. Lewica jest słaba, rachityczna i mało widoczna, PiS z kolei bazuje na żelaznym elektoracie, bo merytorycznie to szkoda gadać. Oferty – praktycznie brak. PJN to w zasadzie to samo, tyle że bez przywództwa prezesa. Ja wiem, że prawem opozycji jest krytyka rządu, ale nawet to można robić sensownie. Na nic bowiem trajkotanie, że coś robi się źle, kiedy nie korzysta się z prawa do zaproponowania lepszego – zdaniem oponenta – rozwiązania. Byle kmiotek potrafi bowiem powiedzieć, że dana rzecz jest do bani, natomiast gdy przychodzi do prezentacji, dlaczego jest źle oraz jak zrobić, by było dobrze, to albo wykręty, albo ogólniki, albo w ogóle głowa w piasek. Jeśli przy takim podejściu ktoś się dziwi, dlaczego Platforma idzie po zwycięstwo wyborcze w 2011 roku, to chyba urwał się z choinki.
Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Lewicy chyba wystarczy zadowalanie się trzecim miejscem, kanapa Kluzikowej po prostu walczy o byt, a Prezes i Sekta… trudno ocenić. PSL jako koalicjant i potencjalny przyszły koalicjant (w następnej kadencji) cieszy się z tego, co jest. Ludowcy chcą jednak utrzymania status quo, opozycja wręcz przeciwnie. Śmiech pusty mnie ogarnia, gdy ludzie uważający się za wytrawnych i zaprawionych w bojach polityków przywiązują tak ogromną wagę do zdarzeń, o któryh znikomym wpływie na rzeczywistość polityczną powinni doskonale i od dawna wiedzieć. Powiedzmy sobie szczerze, kiedy ci domniemani mężowie stanu cieszą się jak dzieci z powodu wystąpienia drobnej sprawki, otwarcie licząc na upadek rządu wskutek tej małej jaskółeczki (która wiosny nie czyni), to jak tu traktować ich poważnie?

Posted in: polityka, Polska