Palikot, (nie)świeckie państwo i szufladki

Posted on 07/02/2011 - autor:

12


Polska ma w Konstytucji zapisaną bezstronność światopoglądową państwa, ale tak naprawdę daleko jej do tego. Delikatnie rzecz ujmując, bo bliższe prawdy byłoby stwierdzenie, iż realizacja tej zasady to kpina. Poczynając od oczywistej przewagi formy Konkordatu nad ustawami, regulującymi stosunek państwa polskiego do innych wyznań, poprzez obecność religijnej indoktrynacji (bo tym są w gruncie rzeczy lekcje religii) w placówkach edukacyjnych, obecność kapelanów w służbach mundurowych czy obstawianie przestrzeni publicznej krzyżami do granic możliwości, skończywszy na obecności kleru na uroczystościach państwowych, urzędników państwiwych na uroczystościach kościelnych i zabieraniu głosu przez kapłanów w sprawach wagi państwowej czy choćby regulowanych ustawowo. Wiem, że większość ludzi wyznaje w tym kraju katolicyzm, ale państwo jest dla wszystkich, nie tylko dla katolików czy w ogóle chrześcijan. Tak samo demokracja to nie dyktatura większości, ale kompromis, aby wszyscy czuli się swobodnie.
Niestety, w Polsce stosunkowo mało jest ludzi, którzy mają wystarczającą zdolność intelektualną oraz odwagę, by przeciwstawić się klerowi katolickiemu w jego dążeniu do ogłupienia i wydojenia ludzi. Z tego powodu katolicyzm ma u nas specjalne prawa, jak choćby praktyczne zrównanie katolickiego prania mózgu z edukacją w szkołach czy ulgi w np. zbiórkach publicznych lub zgromadzeniach. Na destabilizujące ludziom życie i niepotrzebne święta narzekałem miesiąc temu, teraz inna sprawa. Krzyże. Narzędzia egzekucji jako symbole wiary wpychane są z uporem maniaka prawie wszędzie. Szpitale, szkoły, urzędy, nawet pobocza dróg czy dziedziniec Pałacu Prezydenckiego. Stawiający totemy nawet nie przejmują się tym, że właściciel terenu może sobie nie życzyć, by ktoś pchał mu coś takiego na jego własność. Bezczelność, lekceważenie i egoizm tych ludzi nie spotkały się jeszcze, przynajmniej powszechnie, z zasłużonym sprzeciwem. Trzeba jednak o tym mówić.

I tu pojawia się, obecny już ze swym ugrupowaniem na plakatach, Janusz Palikot. Eks-poseł ostro pokazuje, jak bardzo przepisy art. 25 ust. 1 i 2 Konstytucji istnieją na papierze, a nie w praktyce. Wiszący w jednym z najważniejszych obiektów państwowych – Sejmie – krzyż to doskonały przykład niezasadnej, a w gruncie rzeczy bezprawnej, promocji chrześcijaństwa mimo neutralności światopoglądowej władzy publicznej i równouprawnienia wspólnot wyznaniowych. Obecność symboli religijnych jest tu znamienna, bo jakoś brak dla równowagi innych tego typu znaków. Dlatego też Palikot proponuje zawieszenie w Sejmie gwiazdy Dawida i prawosławnego krzyża dla równowagi. Mógłby zaproponować również islamski półksiężyc czy symbole buddyzmu, hinduizmu czy innych mających uregulowane relacje z Polską wyznań, ale tamte dwa dobrze ilustrują wariactwo na punkcie religii, jakie obecnie mamy. Palikot rozważał zdjęcie krzyża, jednak nie chce tego w obawie przed protestami kleru czy katolików. No tak, ciężko uszanować nakazanie sobie kroku wstecz, nawet jeśli tak każe prawo. A przy orzeczeniu ETPC, zakazującym obowiązkowego (ustawowego) wieszania krzyży w klasach ujrzeliśmy, jak mocno reagują dyskryminujący, jeśli odbiera im się możliwość dyskryminacji. Niemniej demokracja wymaga równości, a ta oznacza równą obecność wszystkich, albo równy tej obecności brak.

Palikot ma rację, pokazując, że brak innych symboli to w praktyce faworyzowanie tego jednego wyznania i w konsekwencji dyskryminacja innych. To tylko jeden wycinek takiego stanu, inne to np. religia katolicka w szkołach i wrzucanie do jednego wora z napisem „etyka” (często prowadzonego przez księży lub katechetów – z braku nauczycieli etyki, co też jest efektem braku starań państwa o odpowiednie wykształcenie takowych) wszystkich innych wyznań. Śmiem twierdzić, że w polskiej szkole powszechnej np. muzułmanin mógłby się słusznie poczuć dyskryminowany przez podejście systemu do jego wiary. Ale mniejsza z tym. Palikot uderza mocno i prezentuje spolegliwość tych, którzy regularnie co cztery lata składają przysięgę wierności prawu i państwu, w tym Konstytucji, a nie interesom grupy wyznaniowej. Wychodzi, że tolerując stan nierównowagi, posłowie i członkowie Rady Ministrów łamią i lekceważą składane przysięgi – odpowiednio art. 104 ust. 2 i art. 151 Konstytucji. Nie wspominam już o Prezydentach, którzy są strażnikami ustawy zasadniczej. Eks-poseł z Lublina obnaża bezlitośnie fakt, że pod tym względem daleko nam do np. Hiszpanii, która (będąc krajem z większością katolickich mieszkańców) potrafiła rozdzielić kler i państwo, między innymi przez separację edukacji i lekcji religii. Da się? Da.

Problem w tym, że Palikot, jako absolwent filozofii, rozumuje na poziomie zdecydowanie za wysokim dla większości społeczeństwa. Tych, którzy prawidłowo odbierają i rozumieją jego przekaz, podawany w oryginalnej i rzucającej się w oczy formie, jest niewielu, zbyt mało, by Palikot z ich poparciem wygrał wybory. Dla reszty jest on dziwnym, niezrozumiałym błaznem, opętanym manią wielkości i parciem na szkło, w dodatku wulgarnym i obscenicznym. Dziwne jednocześnie, że ci sami ludzie są w stanie popierać wybryki takiego np. Kaczyńskiego, którego wskaźnik poglądowy z powodu populizmu tyle razy zmieniał kierunek, że na diagramie kołowym mógłby robić za wentylator, a który bywa zdecydowanie bardziej agresywny i nieprzyjemny od Palikota, zaś JEGO parcie na szkło i władzę jest tak wielkie, że widać je z Księżyca. Czy niektórych jego pretorian, specjalnie wystawianych do szerzenia czarnego PR-u i ostrych, agresywnych wypowiedzi. Palikot, nawet biorąc pod uwagę pryzmat jego nie do końca poważnych przeszłych zachowań, jest daleko bardziej merytoryczny niż Prezes i Sekta razem. Wystarczy trochę pomyśleć, poczytać między wierszami, zastanowić się, aby stwierdzić, że kontrowersyjność przekazu to tylko środek do zwrócenia uwagi na realną treść, która jest głęboka i dotyka poważnego problemu. Kwestia niemożności wprowadzenia pełnego rozdziału religii od państwa oraz równego poszanowania innych wyznań jest, przynajmniej moim skromnym zdaniem, o wiele ważniejszym dla państwa problemem niż międzypartyjne wojenki o wersję zdarzeń co do katastrofy smoleńskiej czy o inne sprawy, nijak mające się do codziennej sytuacji bytowej Polaków.

Niestety, stereotypy i szufladki są w Polsce, ze względu na ich wygodę intelektualną, zbyt powszechne, aby więcej ludzi przestało patrzeć na Janusza Palikota przez pryzmat szaleńca ze sztucznym penisem i małpką, a zaczęło w nim widzieć człowieka nie bojącego się mówić o rzeczywistych i znaczących problemach państwa polskiego, chcącego je rozwiązać i próbującego przedstawić jakąś wizję remedium. Cóż, może to jest błąd Palikota, może to wina Polaków, ale szef Ruchu Poparcia uderza zbyt intelektualnie jak na standardy umysłowe typowego polskiego wyborcy. Za mało emocji i pustych, gładkich „słów-kluczy”, za dużo rzeczy do myślenia i rozważenia. Od tego boli głowa i własna ignorancja staje się przeraźliwie widoczna. Niektórzy wolą błogą, słodką i łatwą, emocjonalnie podszytą i dobrze znaną głupotę, stąd przyjemniejsze jest dla nich odrzucenie Palikota (po zapakowaniu go w szablon z napisem „błazen”) i przyglądanie się jałowym sporom dwóch partii na „P”. W praktyce nie łapią kolejnego przekazu Palikota – WYBORCO, MYŚL I ANALIZUJ PRZEKAZY! Ten facet przynajmniej stara się tworzyć i prezentować konkretny, pozytywny program. Nie to co partia „Chcemy odzyskać władzę”, „Tamci chcą tylko odzyskać władzę”, „Górą nasi, czyli ci co są górą”, „To samo, tylko pozornie inaczej” lub „Opozycja, koalicja, wszystko naraz, czyli papka”. Można zgadywać, co się kryje za tymi opisami. Ale mniejsza z tym, bo żadne z tych ugrupowań, co jest niepokojące i godne ubolewania, nie robi dla kraju wszystkiego, co można i należy. Żadne też nie kwapi się ani nie kwapiło do zmiany piętnowanego przez Palikota stanu rzeczy.

Posted in: polityka, Polska, religia