Zryw świata arabskiego nie oszczędza nikogo, co najwyżej zmiany dochodzą do skutku dłuższą, trudniejszą i bardziej krwawą drogą. Po Egipcie na oczach świata znalazła się Libia, z najdłużej trzymającym władzę i wciąż ją sprawującym dyktatorem na świecie – Muammarem al-Kaddafim. Kaddafi silną ręką trzyma państwo policyjne i śpi na petrodolarach, zaś przeciętny Libijczyk niewiele z tego ma. A skoro nie dało się zagłuszyć wieści o sytuacji u sąsiadów, to i Libijczycy zaczęli się buntować.
Oczywiście nie ma co liczyć na to, by Kaddafi oddał władzę. Jeden z jego synów coś tam przebąkiwał o reformach, byle tylko ojciec utrzymał pozycję, ale bardziej niż o reformy chodziło właśnie o zachowanie status quo. Libia jest ostrzejszą dyktaturą niż do niedawna sąsiedzi, stąd chęć zmiany władzy spotyka się z większym niż w Egipcie oporem reżimu. Sytuacja bardziej przypomina Białoruś, bo libijski pułkownik, podobnie jak jego wąsaty kolega z Europy Wschodniej, nie cacka się z opozycją i nie ma oporów przed używaniem wojska do tłumienia zamieszek.
Tyle że to już nie są tylko zamieszki. Wschodnia część kraju opanowana jest przez przeciwników reżimu, zaś znaczna część dowódców wypowiedziała Kaddafiemu posłuszeństwo. Na chwilę obecną ofiar burzy w Libii jest parę setek i pewnie na tym się nie skończy. Niejaki Jusuf Al-Kardawi, mieszkający w Katarze islamski duchowny, za pomocą fatwy wzywa libijską armię do zabicia Kaddafiego, a wcześniej wzywał Mubaraka do podania się do dymisji i opuszczenia Egiptu. Sama ta fatwa pokazuje, że spirala przemocy może się dopiero nakręcić. Mniejsza już z tym, że po raz kolejny widać, iż islam religią pokoju i miłości nie jest. Islamiści mają chrapkę na przejęcie władzy po chwiejących się lub już upadłych reżimach, a religijny radykalizm bojowe nastroje w regionie tylko zaogni. W sumie Kaddafi miał rację, broniąc się przed religijną dyktaturą, ale na tym jego racje się kończą, a poza tym jego reżim nie jest dużo lepszy.
Libia chwieje się w posadach, a dyktator robi dobrą minę do złej gry, ale mało kto traktuje go z szacunkiem czy respektem. Kaddafi chyba wierzy w swoją wielkość i autorytet, ale jego butne i aroganckie przemowy budzą bardziej politowanie niż respekt, nie mówiąc o mobilizacji jego zwolenników. Dyktator, straszący użyciem siły wobec opozycji (co równie dobrze może być uznane za zbrodnię przeciwko ludzkości) czy karą śmierci za zdradę stanu jest groteskowy, nie straszny. Zarzucając Włochom, że ci wspierają partyzantów, dostarczając im broń, Kaddafi przypomina Łukaszenkę, wmawiającego Polsce i Niemcom spisek, mający na celu jego obalenie. Strasząc podpaleniem szybów naftowych, dotychczasowy przywódca Libii ukazuje, że chodzi mu jedynie o własny stołek. Krzykliwymi, nerwowymi, oderwanymi od rzeczywistej sytuacji Libii słowami udowadnia on zaś, że jego obsesja na punkcie władzy graniczy z obłąkaniem.
Wtorkowy monolog Kaddafiego do złudzenia przypominał końcowe wypowiedzi przegranych dyktatorów, takich jak Mussolini, Ceausescu czy Hussein, krzyczących o zwycięstwie w obliczu oczywistej klęski. To było rozpaczliwe wołanie o pomoc, wypełnione poczuciem bezradności i osamotnienia. Warto to sobie obejrzeć jeszcze raz, choćby dla uświadomienia sobie, jak bardzo władza absolutna deprawuje i odrywa od rzeczywistości. Kaddafi musi zdawać sobie sprawę z nieuchronności własnego końca, stąd panika. On po prostu WIE, że ostateczne jego obalenie to kwestia dni, może tygodni.
Na naszych oczach tworzy się historia, bo cały ten ruch w krajach islamskich jest zjawiskiem spontanicznym i niezwykłym. Zaskakuje jego skala i efekty, przede wszystkim fakt, że walą się w gruzy reżimy z długim stażem, do niedawna, zdawałoby się, stabilne i nie do ruszenia. Ci, którzy są za młodzi, by pamiętać lata 80-te XX wieku, niech teraz patrzą i obserwują, jak społeczeństwa wywalczają sobie prawa. Także te teoretycznie odmienne kulturowo, których wcześniej nie posądzano o podobne do europejskich pragnienia, dążenia i urazy. Arabskie ruchy wolnościowe to wydarzenie epokowe, pokazujące, że czas systemów autorytarnych minął, a relikty tego okresu pozostają w tyle za światem demokratycznym, oddzielone przepaścią prawną i ekonomiczną, która rośnie i staje się coraz bardziej nieznośna. Co wyrośnie na gruzach arabskich dyktatur, trudno na razie powiedzieć, ale jest jeszcze inny, niepewny aspekt tego zamieszania: sojuszników politycznych i ekonomicznych traci Aleksander Łukaszenka, ostatnio prawie tak samo groteskowy co teraz Kaddafi. Za chwilę u niego może zrobić się gorąco, przy czym wydarzenia po niedawnych wyborach prezydenckich pokazały, że na pokojowy i bezkrwawy koniec reżimu w Mińsku nie ma co liczyć.
Subscribe:
RSS feed
Roman Strokosz
23/02/2011
Bardzo ciekawy poglad na sytuacje gospodarza Blogu prowokuje do pewnych uzupelnien lub tez wrzucenia kilku tez pod dyskusje.
Smiem twierdzic,ze skoro swiat bedzie wdzieczny G.W.Bushowi za to, ze doprowadzil do daleko idacych zmian w Iraku.Juz pojawiaja sie tu i owdzie pierwsze opinie arabistow i badaczy i analitykow wydarzen politycznych w swiecie w tym duchu.
M.Kadaffi byl przez wszystkie lata kokietowany i tolerowany przez swiat zachodni tak ze wzgledu na zasoby ropy jak i solidny wplyw na resztw swiata arabskiego. przez palce uwagi z tzw. sle[poa tolerancja przemilczano liczne egzekucje w Libii tzw. politycznie/religijnie nieposlusznych.Libijczyk nie byl na Kadafiego czlowiekiem a jedynie przedmiotem, z ktorym mozna to i owo zrobic a jak trzeba to i zlikwidowac.Koniec wladzy tego tyrana juz jest bliski. Pytanie tylko ile jeszcze niewinne krwi bedzie rozlanej z rak najmnikow z Czadu – bo armia odmiawia juz posluszenstwa.
Ruch w krajach arabskich ogarni i Marocco i Algerie i Yemen .Efekty dzialan w Egipcie i Tunezji powoli budza z letargu i Kuwejt i Liban i Iran i nawet straszliwie trzymany za morde narod w Syrii./
swiat jest tylko u progu wstrzasu cenowego na rope i gaz ale w dluzszym okresie czasu spodziewac sie mozemy czegos w rodzaju zespolenia swiata arabskiego. Beda tracia na rzecz wiekszych swobod obywatelskich, demokratyzacji, tolerancji wyznaniowej.Umownie nazwany przeze mnie swiat zachodni bedzie dzonawal pewnej pozytywnej latwosci obserwacji i kontroli sytuacji o ile znowu USA nie zaczna ingerowac w te sprawy jako oredownik badz co badz zagrozonego Panstwa Izrael.
Sytuacja jest rozwojowa i nie na krotki okres czasu. To poczatek powaznej rewolucji w swiecie arabskim i dzisiaj jedynie rece z radosci zaciera Rosja, ktora znowu na sprzedazy ropy i gazu zgarnia coraz wieksze sumy i ratuje swoja kondycje ekonomiczna.Nalezy bacznie obserwowac zachowania polwyspu indochinskiego i gieldy na calym swiecie. Uwazam ze dotkliwy skok cen ropy i gazu moze wyzwolic wrecz rewolucyjny ruch na rzecz wykorzystania alternatywnych zrodel energii.Tu Prezydent Obama zaczyna zacierac rece,bo byc moze z jego wyborczych obietnic chocby w tej materii uda sie jemu coskolwiek osiagnac.
swiat musi reagowac spokojnie i nie prowokowac zadnych dzialan, ktore moga iskre rewolucji arabskiej zamienic na ogolnoswiatowy konflikt globalny.
Dario
24/02/2011
Nie był to jedyny satrapa, którego postępki były tolerowane dla ekonomicznego dobra czy innych korzyści. Musharrafa w Pakistanie tolerowano praktycznie do końca, bo współpracował z Jankesami. W „wyzwolonym” Afganistanie jest kara śmierci za apostazję czy homoseksualizm, ale o tym się nie mówi, bo to „sojusznik”. Podobnie rzecz się ma z Arabią Saudyjską. Chin nikt nie śmie wprost skrytykować za ostrą politykę wynaradawiania wobec Tybetu czy innych mniejszości narodowych, mimo iż wszyscy przyjmują u siebie Dalajlamę i klepią go po plecach. Tak naprawdę to dopóki nie będzie jakiegoś poważniejszego zatargu z takim krajem, to na naruszenia praw człowieka nikt z zewnątrz nie zwróci nawet uwagi. Taki jest już ten świat, przynajmniej na poziomie przywódców.
Roman Strokosz
24/02/2011
BARDZO TRAFNIE SZANOWNY KOLEGO UJALES TEN FAKT, ZE SWIAT JEST W SMYCZY I W KAGANCU TYRANII. TO AKURAT PRUSZYL KOLEGA ROMSKEY NA SWOIM BLOGU.