Rocznica wymówki

Posted on 18/04/2011 - autor:

3


Spektakl pod nazwą „Smoleńsk show” zaczął się rok i tydzień temu, trwając do dziś i zbyt szybko się nie skończy. Pomimo tego, że tak naprawdę w małym stopniu dotyczy życia przeciętnego Polaka… wróć. Dotyczy mocno, ale w stopniu negatywnym. Przede wszystkim z powodu bycia doskonałym wykrętem polityczno-obyczajowym, jednocześnie wytrychem, obuchem i kneblem, powodem do niemówienia o sprawach, które (choć nudne) są daleko ważniejsze dla naszego życia i jego standardu. Krótko rzecz ujmując: Smoleńsk garnka czy baku mi nie napełni, pracy nie da, dziecka nie wyleczy, za to pozwoli uciec od tłumaczenia, dlaczego na ten temat nasi „wybrańcy Narodu” mają znowu niewystarczająco dużo i rozsądnie do powiedzenia.
Tydzień temu była rocznica katastrofy. Dzisiaj jest rocznica pogrzebu pary prezydenckiej na Wawelu. Pierwsza, za rok będzie druga, potem trzecia i tak dalej. Fakt, była to wielka tragedia, natomiast licznik lat mogą sobie prowadzić ludzie, których dotknęła ona osobiście, bo w skali kraju po prostu nie warto tych zdarzeń na nowo rozpamiętywać. Niestety, politycy dali czadu 10 kwietnia, dzisiaj pewnie też będzie parę demonstracji, głośnych i mocnych akcji oraz podobnych słów. Klienci „państwa solidarnego”, rozpaczliwie tęskniący za rozdętym do granic absurdu i dotującym każdego darmozjada z bolącym paluszkiem, doskonale świadomi są politycznego podtekstu swych jęków za nieudolnymi kreatorami IV RP, niech spoczywa w słusznym niebycie. Faktycznie bowiem tego dotyczą ich nawoływania i ataki na legalne władze, cokolwiek inne niż wymarzyl sobie Jarosław Były Niedoszły, główny teraz i wcześniej koryfeusz państwa policyjno-socjalnego. On uosabia tę ideę, więc do niego lgną ludzie tęskniący za „czy się stoi, czy się leży…”, jego wspierają, atakując jego przeciwników. Nie widzą, biedni, że tak w latach 2005-07, jak i teraz, za ruchem Kaczyńskiego nie stoi nic konkretnego.
W praktyce kręcenie w kółko tematem katastrofy smoleńskiej stanowi piękną zasłonę dymną, skutecznie ukrywającą indolencję ekonomiczną korzystających zeń. Łatwiej zrobić igrzyska niż rzucić chleb, łatwiej też nawijać w kółko o rzeczach wciąż niejasnych i budzących silne emocje (śmierć zawsze taka jest, a śmierć na sporą skalę i gwałtowna tym bardziej) niż skoncentrować się na problemach naprawdę ważnych i palących. Przeciętny obywatel dostaje zwarcia obwodów po parunastu (góra) minutach słuchania fachowych rozważań na temat współczesnej ekonomii, bo nie ma o niej zielonego pojęcia. Przeciętnemu obywatelowi w praktyce niewiele brakuje do wtórnego analfabety, gdyż ledwie około 20% ludzi w Polsce czyta w roku co najmniej jedną książkę i nie mam tu na myśli telefonicznej. Przeciętny parlamentarzysta niewiele różni się w tej materii od wyborcy, gdyż takowy umie głównie gadać i gadać o gadaniu, zaś fachowej wiedzy zwykle u takiego nie ma za grosz. Stąd lecą populistyczne slogany, gołe hasełka, żądania, obietnice, złote góry, zaś dopiero po wszystkim przychodzi refleksja typu „A skąd ja na to wszystko wezmę?” i nagle dowiadujemy się, że wszechobecny i wszechpotężny układ przeszkadza nam w dojściu do raju, a zła i wściekła opozycja tylko czyha, by zniweczyć wszystkie chwalebne wysiłki rządu.
Każdego, bo w praktyce indolencję i niechęć do podejmowania istotnych, acz trudnych, tematów, obserwujemy od dwudziestu z górą lat, zwłaszcza przed wyborami. Parlamentarzyści jednak mają na tyle rozeznania, by wiedzieć, że rzetelna reforma finansów publicznych wiązałaby się z koniecznością zaciśnięcia pasa, czyli niezadowoleniem wyborców, którzy prawdopodobnie wybraliby pierwszego lepszego krzykacza, obiecującego utrącenie wypieszczonego, choć na początku bolesnego, WIELKIEGO PLANU RATOWANIA PAŃSTWA. I wszystko w piach, a do tego wynik wyborczy niski. Przez najbliższe pół roku nie ma się zatem co spodziewać, że poza frazesami i bzdurkami, ledwie ocierającymi się o ekonomię, usłyszymy konkretne propozycje i rzetelne programy gospodarcze. Łatwiej babrać się w Smoleńsku.
I w praktyce nie jednemu człowiekowi i nie tylko jednej frakcji ten Smoleńsk dosłownie… z nieba spadł, bo nikt się nie kwapi do mówienia na temat, o którym ma pojęcie mierne i woli to ukryć. Jedni mniej, drudzy więcej mają do zaprezentowania w rzeczywiście istotnych tematach, niemniej jak na razie wygodne jest przerzucanie się przerobionymi już tysiąc razy tekstami o wersjach zdarzenia i roli osób, środowisk czy państw. Ach, gdyby jakimś dekretem można było zakazać gadania o katastrofie dłużej niż godzinę dziennie… choć wtedy pewnie nie wzrósłby merytoryczny poziom wypowiedzi polityków czy przeróżnych ekspertów, prawdziwych lub z bożej łaski – po prostu dość mocno spadłby poziom parcia na szkło ludzi, którzy plotą głośno, nie mądrze.
Rodzinom ofiar oczywiście nie da się odetchnąć – za duża to gratka, za wielki i łakomy kąsek, by go tak szybko wypuścić z ręki i z obiegu. Zbyt dużym parawanem dla merytorycznej nicości wielkiej liczby sejmowo-senackich trutni jest Wielka Smoleńska Wymówka, aby ją odpuścić. A że przy okazji marnujemy kolejne okazje i przegapiamy dzwonki na zmianę? Co tam, jakoś to będzie, Portugalię Unia wspomogła, może i zostaną środki na nas…

Posted in: Europa, polityka, Polska