Sieć szlaków komunikacyjnych to jedna z największych polskich bolączek, nie tylko pod kątem EURO 2012. Za mało, za wąskie, zbyt zniszczone, źle oznakowane, kiepsko przemyślane… można tak wyliczać długo. Buduje się je z chęcią i zapałem rannego ślimaka, zaś sam widok niektórych tras przyprawia o siwe włosy. Najgłośniejszy ostatnio problem znowu dotyczy dróg, tyle że problem jest nie tylko nasz.
Każdy chyba słyszał o kłopotach z budową autostrady A2. Jak pięknie rozchodzi się tu o przewagę ceny nad jakością, też każdy wie. Krótko: przetarg wygrali bezkonkurencyjną cenowo ofertą Chińczycy z China Overseas Engineering Group Co. Ltd (Covec), polska strona poszła głównie na cenę bez sprawdzenia portfolio firmy, a potem nagle wykonawcy dotarli do wniosku, iż za zaoferowaną cenę drogi zbudować się nie da. I stanęło. Jest szum, zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez tych, którzy nie sprawdzili i w porę nie wykryli niesolidności kontrahenta, jest zamieszanie… a czas leci.
Sprawa jest dyskutowana publicznie i tajemnicą poliszynela jest, iż szuka się nowego kontrahenta. Premier mówi, że jeszcze w lipcu może ruszyć budowa odcinków A i C, które miała budować chińska firma. Problem w tym, że trzeba zrobić ponowny przetarg, a z wolnej ręki się nie da, bo sytuacja tego nie wymaga. Oczywiście sami Chińczycy też chcą budować, tyle że… za większe pieniądze.
To jest dopiero kpina, bo postępowanie chińskiego konsorcjum trudno nazwać rzetelnym. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad nie chce słyszeć o takim rozwiązaniu, zresztą w poniedziałek odstąpiła od umowy z Covec. Szansa na powrót tej firmy na plac budowy istnieje, ale na starych zasadach, w końcu pomroczności jasnej nie mieli, proponując nokautująco niską stawkę. Najlepsze jest to, iż tą inwestycją Covec chciał wejść na rynek europejski, próbując pokazać, iż jest w stanie budować drogi szybko, solidnie i taniej. Nie wyszedł żaden z tych trzech punktów, a do tego jest niezły skandal. Sami niezbyt rzetelni kontrahenci są rozczarowani publicznością dyskusji o opóźnieniach przy A2, jak i samą decyzją o odsunięciu ich od budowy. Stwierdzają też, że byli gorzej traktowani niż inni, w tym rodzimi, wykonawcy drogi. Cóż, typowe odbijanie piłeczki. Mamy postawienie sprawy w sposób „wierzycie nam czy im”, niemniej mleko się rozlało i wyszło na jaw, że kontrahent spektakularnie się przeliczył i wyłożył. Nie dziwota, że nie podoba im się upublicznianie sprawy, mało kto w końcu lubi, gdy się mówi o jego wpadkach.
Cóż, miało być wejście na rynek europejski, na razie stanęło na zgrzycie i problemach, a zaraz może w grę wejść gigantyczna kara umowna, bo mówi się o sumie 741 mln złotych. Protesty protestami, jednakże Chińczycy wiedzieli, co i jak robią, dając dziwnie niską ofertę. Teraz muszą zmierzyć się z konsekwencjami swojej gry, bo sami strzelili sobie karnego. Można i trzeba było zrobić to inaczej, a tak mamy kolejny przykład na obiegowy stereotyp, że chińskie = tania tandeta.
Subscribe:
RSS feed
Roman Strokosz
14/06/2011
No i potwierdza sie teza, ze tym chinczykom nie moozna patrzec prosto w oczy!
Chinskie konsorpcja budowlane wybudowaly w swiecie wiele kilometrow autostrad i to calkiem dobrych.Pamietamy rowniez fakt ze polskie firmy budpowaly autostrady w Czechoslowacji i w Bulgarii i nie tylko, a w kraju jakos nic nie idzie!. Gloym okiem widac, ze szwankuje cos w rodzaju kolizji interesow firm i interesu poublicznego, norm prawnych i bezprawia bez norm przyzwoitosci. Juz chyba tym razem widac namacalnie ze Grabarczyk podgrabil pod siebie podstawy do wykopania z Urzedu.
Przejmujemy sie w nadmiarze tym do Euro zrobimy minimum czy nie !
Kompromitacja na calej linii razem z reprezentacja juz i tak wisi nad nami niczym miecz Damoklesa io radzilbym sie do tego psychicznie juz przygotowywac by bylo lzej przelknac ten wstyd
romskey
14/06/2011
Chyba trochę za surowo. Wystarczy sobie wyobrazić co stałoby się z rodzimymi przedsiębiorcami gdyby Chińczykom udało się zrealizować śmiały plan. W kolejnych przetargach polskie firmy mogłyby sobie dać spokój gdyż w pierwszej kolejności zwracano by się do Chińczyków czy Bangladeszańczyków. Chińskie nie oznaczało nigdy tandety, Na chińskie po prostu było nas stać a jeżeli ktoś chciał mieć super wieżę stereo za 20 zł to jego żale są o d. potłuc.
Siłą Chińskiej gospodarki jest tania siła robocza, tanie surowce i ogromna wydajność(pracowitość). Chiny produkują dziś prawie wszystko. Jeżeli chiński wykonawca okazuje się bezradny to nie nawalił Chińczyk lecz inny element. Ten element to polskie kolesiostwo. Chińczyków wygryziono zwyczajnie z rynku.
Dario
16/06/2011
Bez przesady, nikt z zewnątrz chyba nie spowodował, że Chińczycy nie płacili podwykonawcom. Może i nie byli zbyt mile postrzegani przez konkurentów w przetargu, niemniej nie doszukiwałbym się tu spisku czy zmowy. Po prostu zawalili sobie na własne życzenie.