Raport komisji Millera

Posted on 29/07/2011 - autor:

2


Doczekaliśmy się wreszcie, lepiej późno niż wcale. Ujrzał światło dzienne polski raport na temat katastrofy smoleńskiej. Mówiło się o nim wiele, a spodziewano się – różnych efektów, od przełomu po praktyczny jego brak. Jak to w końcu wyszło?
Ano tak, że praktycznie wszystko, co pojawiło się w treści dokumentu, już gdzieś widzieliśmy i słyszeliśmy, w końcu minął już ponad rok od katastrofy i trochę rzeczy wyszło na jaw, a nadto parę miesięcy temu swój raport ogłosił MAK. W praktyce raport polskiej komisji różni się od rosyjskiego tym, że lot poczytuje jako wojskowy, nie cywilny, przyjmuje zaniedbania rosyjskiej kontroli lotów i wycina z opisu zdarzeń wpływ gen. Błasika na pilotów. Poza tym jest bardzo zbieżnie.
Oczywiście, chaos na wieży kontrolnej i obecność osoby trzeciej były niedopuszczalne, natomiast trzeba pogodzić się z faktem, iż większość przyczyn katastrofy należy przypisać stronie polskiej. To, że generał Błasik nie miał na stan psychiczny załogi takiego wielkiego wpływu, jak przedtem sądzono, nie zmienia faktu, iż w ogóle nie powinno go być w kabinie pilotów. Fatalny skutek przyniosły potworne zaniedbania w szkoleniu pilotów – brak ćwiczeń na symulatorach, brak odpowiedniej parktyki w powietrzu, niedociągnięcia w składach załóg, braki w teorii. Czasy tzw. Dywizjonu 303 już dawno minęły i polski lotnik, tak jak nie przymierzając polski futbolista, dawno już nie budzi respektu, a głównie śmiech politowania. Między innymi takie braki zaowocowały błędami technicznymi, które niestety zakończyły się tragicznie. Piloci zeszli za nisko w niesprzyjających warunkach i zbyt późno podjęli próbę odejścia na drugi krąg, dodatkowo usiłując dokonać tego przy pomocy automatycznego pilota.
Dochodzą do tego jeszcze błędy w samej organizacji wizyty – za dużo VIP-ów na jednym pokładzie, opóźnienia, brak lotniska zapasowego, presja związana z rangą osób lecących w feralnym Tupolewie. To jednak jest kwestia jednorazowa i możliwa do łatwego uniknięcia, zaś gorszym problemem jest to nieszczęsne wyszkolenie. Do tej pory „jakoś to było”, natomiast była też CASA w Mirosławcu i teraz Smoleńsk. Zdecydowanie widać, że problem umiejętności technicznych i mentalności załóg jest poważny i palący, od tego nie da się uciec. Tu trzeba coś z tym zrobić i to możliwie szybko, zanim znowu coś się stanie. Profesjonalizm pilota w Gruzji, który wykazał się logiką i rozsądkiem, odmawiając lądowania w środku strefy działań wojennych, nie miał miejsca w Smoleńsku i ogólnie jest dosyć rzadko spotykany u dzisiejszych lotników. Tak nie powinno być, coś tu jest nie tak. Pewnie dlatego Bogdan Klich przestaje być szefem MON. Konieczne są zmiany i za ich brak ktoś jednak musi odpowiedzieć.
Cóż, wielkiego szoku nie ma, ale mało kto chyba spodziewał się przełomu. Głównie fantaści i zwolennicy różnych teorii spiskowych liczyli na efekt w postaci dokumentu pozbawionego krytycznej oceny lotników, za to nie pozostawiającego suchej nitki na rządzących i Rosjanach. Polityczne zapatrywania i oczekiwania to jednak inna sprawa niż badania i fakty, które są bolesne, ale i takie trzeba strawić. Mam tylko nadzieję, że temat będzie zmierzał do zamknięcia (a sprawa szkoleń do pomyślnego rozwiązania), bo są daleko ważniejsze w skali kraju sprawy niż wypadki lotnicze.

Posted in: polityka, Polska