Nostalgia na lewicy

Posted on 19/10/2011 - autor:

2


Sojusz Lewicy Demokratycznej przegrał wybory i nie próbuje udawać, że w grę wchodzi jakieś „moralne zwycięstwo”. Mniejsza już z tym, że w odróżnieniu od PiS, tu nie ma cienia wątpliwości, że przegrana jest klęską, przede wszystkim z uwagi na sam liczbowy rezultat. O ile dotychczasowy lider Grzegorz Napieralski w pierwszej powyborczej mowie zabrzmiał jak Kaczyński, zwalając wynik na nieprzyjazne media, o tyle jednak jest on w stanie spojrzeć prawdzie w oczy i przyjąć porażkę, odsuwając się od stanowisk. Nie miał on zresztą wyjścia, i bez tego jego dni jako lidera SLD były policzone, a mówili to wszyscy, od polityków czynnych, po byłych (Kwaśniewski) czy komentatorów. Przyszedł czas na rozliczenia.
Na pierwszy ogień poszła posada szefa klubu, którą Napieralski odebrał Olejniczakowi. Kandydatów było dwóch – Leszek Miller, wracający po romansie z Samoobroną „prawdziwy mężczyzna” i Ryszard Kalisz, niezmienna twarz Sojuszu. Wygrał ten pierwszy, a solidnej postury adwokat musi robić dobrą minę do złej gry i udawać, że nie jest rozczarowany.
A ma powody, bo Lewica wyborem Millera pokazała, że daleko jej do nowoczesności. Miller to w końcu dawny premier, będący niegdyś członkiem PZPR. Obaj konkurenci do stanowiska szefa klubu parlamentarnego mają więcej ikry i polotu niż schodzący w niesławie przewodniczący, niemniej to Miller jawi się jako silniejsza postać, taki srebrnogrzbiety goryl, budzący w stadzie respekt i powszechnie szanowany. Nie zmienia to jednak faktu, iż jego epoka to przeszłość. A lewica pomysłu na siebie na przyszłość za bardzo nie ma. W praktyce ostatnimi czasy wybierano między pogrobowcem Partii a formacją dosyć nijaką programowo. Ta pierwsza forma była chociaż wyrazista, ale JEST i BĘDZIE reliktem, bo starsi i zasłużeni działacze również wizji na przyszłość nie mieli. Co do samego nowego szefa klubu, wydaje się on bardziej szukać schronienia na stare lata niż faktycznie wnosić coś pożytecznego dla swojego ugrupowania. Po prostu miał on już swój czas, ale to było kiedyś, Teraz trzeba iść do przodu, a nie wspominać dawne złote lata. Troszkę trąci to tęsknotą za Kwaśniewskim i jego prezydenturą, ale to też nie powróci. Teraz lewica jest w sporym odwrocie, między innymi na rzecz Ruchu Palikota (który ośmieszył ją programowo), więc trzeba się przeorganizować i dostosować. Miller jako szef klubu to bardziej hibernacja. Pół biedy, że Kalisz będzie jednym z wiceprzewodniczących – może coś się uda uratować na przyszłość, a i tak SLD walczy o przetrwanie.
Co z Napieralskim? Już eks-prezydent powiedział mu, że powinien się obecnie usunąć na bok i pozwolić działać innym. Nie tylko w klubie, ale i w partii. Pokazał on już wystarczająco, że nie nadaje się na przewodniczącego, dobrze zatem, że sam oddaje pole innym. Przydałoby się, by Miller czy ktokolwiek inny nie wyciągał go za uszy do władz, bo w praktyce otrzyma się dziwny mariaż pomiędzy starą i skostniałą formacją, a ciamciaramcią par excellence, jaką z SLD uczynił Napieralski. Ekspremier Miller chociaż wniesie trochę życia do poturbowanej partii, ale też nie za dużo, skoro on sam wywodzi się z poprzedniego ustroju. Mało prawdopodobne, by wniósł on jakiś pomysł na następne lata. Możliwe zatem, że lewica pogrąży się jak polska piłka, również bez pomysłu na siebie, konkretnych działań rozwojowych i porządnej kadry, za to przez długie lata rozpamiętująca dawno przebrzmiałe sukcesy.

Posted in: polityka, Polska