Witam szanownych czytelników. Frostknight zaproponował mi współudział w pisaniu jego bloga, z czego po dłuższym namyśle postanowiłem skorzystać. Powodów jest kilka. Po pierwsze uważam, że wąska specjalizacja może mieć zalety, ale zwiększając różnorodność tematyczną, zwiększa się ogólna atrakcyjność bloga. Dlatego też w przeciwieństwie do gospodarza raczej nie będę poruszał wydarzeń z Wiejskiej, a kierował uwagę ku relacjom międzypaństwowym, konfliktom międzynarodowym i innym wydarzeniom społecznym niekoniecznie mającym związek z polityką. Po drugie, autor ostatnio jest coraz bardziej pochłonięty sprawami zawodowymi, co ma negatywny wpływ na częstotliwość pojawiania się notek. I w końcu, nie chwaląc się, tom ja był pomysłodawcą tego bloga, więc chętnie przyłożę rękę do jego ewolucji. No to jedziemy!
* * *
Każdy, kto nie jest pustelnikiem i nie bojkotuje chociaż jednego z mediów na pewno słyszał o protestach przeciwko ACTA – międzynarodowej umowie handlowej o zwalczaniu szeroko rozumianego piractwa. Od niedawna cały internet ogarnęła panika: ACTA, ACTA, ACTA. Wypowiada się każdy, kto się nie leni bez względu na kompetencje. ACTA przyniesie cenzurę, inwigilację i laksację. Boję się zajrzeć do lodówki. Nie często zdarza się takie ogólnokrajowe poruszenie, więc uznałem, ze wypada zapoznać się z tym znienawidzonym przez pół świata dokumentem. Przeczytałem i nie mogę się doszukać w treści umowy jakiejkolwiek kontrowersji ani większej nowości. Pierwsze co się rzuca w oczy, to duża ogólność wszystkich artykułów. Co to znaczy dla nas? Z jednej strony oznacza to, że wprowadzanie postanowień umowy w życie będzie długie, mozolne i prawdopodobnie nieudolne. Dlatego nie należy spodziewać się rychłych zmian i ktoś, komu zdarza się ściągnąć nielegalnie film z internetu nie powinien bać się wizyty panów w kominiarkach o szóstej rano. Z drugiej strony ogólność postanowień pozostawia szerokie pole interpretacyjne i luz decyzyjny, a efekty tego mogą być najróżniejsze, więc nie będę wróżył. Ciekawi mnie ilu krzykaczy przeczytało treść umowy? Poza tym cała ta akcja protestacyjna wydaje mi się podejrzanie dobrze zorganizowana i zgrana. Dlatego zanim przywdziejesz maskę Guya Fawkesa i wyjdziesz na ulicę protestować przeciwko korporacjom i rzekomemu Wielkiemu Bratu, zastanów się czy nie dałeś się zmanipulować samozwańczym internetowym Robin Hoodom, którzy na piractwie zarabiają grubą kasę.
Padre
26/01/2012
Nie jestem prawnikiem, ale czy to:
nie jest dobrym omówieniem? Bo jeśli tak, to raczej jest o co wrzeszczeć.
czas
26/01/2012
Thank You ACTA !
http://nieruchomyporuszyciel.blogspot.com/2012/01/thank-you-acta.html
Dario
28/01/2012
Wreszcie się, drogi Zbyszku, zdecydowałeś. Cieszę się z tego. Co do samego porozumienia, to o ile można mieć mniejsze lub większe zastrzeżenia (i wiedzę) odnośnie samego aktu, który jest umową handlową i z tego powodu zostawia krajom sporo swobody w kwestii zastosowania ogólnych ram (coś jak dyrektywa UE), o tyle sposób procedowania pozostawia wiele do życzenia.
Po pierwsze, dopiero teraz robi się konsultacje z podmiotami reprezentującymi stronę wolności w internecie. Wcześniej, co wyjaśniał minister Zdrojewski, pytano o zdanie 27 podmiotów, ale ze strony praw autorskich. Logiczne, że im ACTA nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. Inna sprawa, że teraz sceptycznie wypowiada się GIODO czy RPO oraz adwokatura (http://adwokatura.pl/wp-content/uploads/2012/01/KOMUNIKAT-BIURA-PRASOWEGO-OKR%C4%98GOWEJ-RADY-ADWOKACKIEJ-W-KATOWICACH1.pdf), więc czegoś tu chyba zabrakło.
Po drugie, mimo krytycznych i niedawnych głosów, zlekceważono niepokój społeczny i podpisano porozumienie. Co z tego, że teraz Parlament musi to ratyfikować, by ACTA weszło w życie? Nie takie buble prawne nasi wybrańcy narodu przepuszczali. Pół zresztą biedy, że to kraje muszą to wprowadzać na własną rękę, bo równie dobrze mógł to w imieniu CAŁEJ Unii podpisać reprezentant tej organizacji, w końcu UE od Lizbony ma osobowość prawną. A Europarlament, także głosami posłów opozycji, klepnął ACTA. Teraz jęki opozycjonistów są fałszywe, spóźnione (mogli alarmować wcześniej) i właściwie są podpinaniem się pod masowe protesty.
Po trzecie, sposób, w jaki premier odniósł się do tych demonstracji, wskazuje, że w gruncie rzeczy nie szanuje swych wyborców. Fakt, że ledwie dwa miesiące temu ponownie go wybrali, ale chociaż pozory można zachowywać. O ile pod protesty anti-ACTA podczepiają się kibole, narodowcy czy inne grupy, które nie mają z tematem nic wspólnego i po prostu chcą się wyszaleć, o tyle nazywanie tego głosu sprzeciwu „szantażem” jest przesadzone i nie na miejscu. Co innego związkowi zadymiarze, palący opony i rzucający kamieniami (nie mam oczywiście na myśli wszystkich związkowców!), a co innego pokojowe protesty, wzywające szefa rządu do przemyślenia sprawy. Podejściem do tematu Tusk mocno sobie nagrabił.
A co do samych protestów, to śmieszy mnie i mierzi maska z „V jak Vendetta” i wrzucanie wszędzie sloganów opisujących przesadzone, czarne scenariusze. To już jest żerowanie na ludzkiej niewiedzy i strachu. Uważam, że przynajmniej spora część demonstrantów tak naprawdę daje się prowadzić jak owce, myśląc że są świadomym społeczeństwem. Na dobrą sprawę tylko ręka trzymająca uzdę się zmienia.