Kto jeszcze nie jedzie?

Posted on 30/04/2012 - autor:

0


Sport i polityka teoretycznie przynajmniej są dwiema różnymi dziedzinami życia i aktywności społecznej, chociaż obie są silnie powiązane z biznesem i pieniędzmi. Ale co w dzisiejszych czasach nie jest. Na dobrą sprawę do tego pierwszego nie powinna się wtrącać ta druga, gdyż zwyczajnie paskudzi i niewiele dobrego przynosi, ale w sumie do czego się nie wepchnie polityka, to skazi. Można i trzeba jednak postawić wyraźną granicę między sportem i polityką i nie zacierać jej mało poważnymi deklaracjami, nawet jeśli ocierają się o słuszne pobudki.
Czasy zimnej wojny już za nami, a wtedy Olimpiadę w 1980 roku (Moskwa) bojkotowały „państwa kapitalistyczne”, zaś cztery lata później (los Angeles) to samo zrobiły „państwa socjalistyczne”. Były problemy z Izraelem i Palestyną czy dwoma państwami niemieckimi lub dwiema Koreami. O ile jednak sympatie czy antypatie polityczne można mieć, o tyle nie mają one nic wspólnego ze zmaganiami sportowców, a ściślej z umożliwieniem sportowcom, by się zmagali. Nie ma większego sensu także atakowanie kraju podczas imprezy sportowej – cóż, idea rozejmu podczas igrzysk zdaje się leżeć w grobie razem z antyczną Helladą.
Losy Julii Tymoszenko są generalnie znane i powszechnie wiadomo, że głównym powodem jej skazania było usytuowanie po złej stronie barykady. Siedmioletnia kara na milę trąci polityczną wendettą i poważnie rzutuje to na szanse Ukrainy na realne stowarzyszenie z Unią Europejską czy tym bardziej na przyszłe członkostwo w UE. A raczej rzutować powinny, bo niewiele słychać o politycznych konsekwencjach cokolwiek mało demokratycznego radzenia sobie na Ukrainie z pokonanymi rywalami politycznymi. Głośno natomiast o żałosnych fochach europejskich przywódców i innych znaczących postaci. Fochach, bo zapowiadane kroki to dziecinada, przynajmniej przy reakcji, która faktycznie powinna mieć miejsce ze strony „ostoi demokracji”.
Szef Komisji Europejskiej Barroso zżyma się i burzy, ale z jego ust nie słychać o ochłodzeniu stosunków dyplomatycznych z krajem, który z demokracją nie wydaje się mieć zbyt wiele wspólnego. W zamian Barroso zapowiada bojkot EURO 2012 na Ukrainie. Doprawdy, co za straszna sankcja, że jedna osoba nie pojedzie na serię spotkań i oszczędzi sobie sportowej rozrywki – na stadionie przynajmniej, bo mecze Portugalii równie dobrze może sobie oglądać u siebie w TV. I tu już niekonsekwencja, bo za prawa z transmisji kasa i tak idzie na Ukrainę. Barroso nie staje w obronie gnębionej opozycjonistki, nie domaga się niczego dla niej, on po prostu nie wejdzie na stadion! Angela Merkel miała również zbojkotować mecze swojej kadry na Ukrainie, z finałem włącznie, ale to była kaczka dziennikarska. Do bojkotu wzywa Berlusconi, a za nim inny Włoch, Pier Ferdinando Casini, zaapelował w telewizji o bojkot Mistrzostw. Komisarz UE Viviane Reding nie pojedzie na mecz otwierający Euro 2012 – szkoda tylko, że nie zdążyła się ona zorientować, iż ten akurat mecz jest W POLSCE! Minister spraw wewnętrznych Hans-Peter Friedrich uzależnia swój przyjazd od spotkania z Julią Tymoszenko – nic to, najwyżej kolejne krzesełko wolne. Jak okiem sięgnąć, tyle ludzi wzywa do… odmawiania sobie i innym wrażeń sportowych, niczego innego. Może jeszcze zarobku dla Ukraińców z tytułu gościny masy ludzi, ale to znowu uderza nie we władze centralne, a w miasta i w przedsiębiorców. Przy okazji może na tym stracić Polska, bo wielu pewnie nie zrozumie, że wobec nas nie ma co robić durnych pokazówek, bo prawa człowieka i opozycji w Polsce nie są łamane – aczkolwiek innego zdania do kamery może być żyjący bliźniak.
Kiedy była Olimpiada w Pekinie, ludzie zżymali się na – również będące tajemnicą poliszynela – traktowanie choćby Tybetańczyków przez chińskie władze, jednak nikt z oficjeli nie unosił się honorem i nie bojkotował igrzysk. Czyżby Pekin był za duży, by nawet tak żałosne i pozbawione znaczenia zagrywki mogły przejść? Być może coś tu jest na rzeczy, bo Ukraina czyt Polska takimi tuzami jak ChRL nie są i widocznie można im napluć w kaszę, absolutnie nic innego (tym bardziej pożytecznego) nie robiąc. Krótko: od tego, że jakiś polityk nie zasiądzie na ukraińskim stadionie, Julii Tymoszenko z pewnością się nie poprawi. Od tego, że nie zasiądzie tam kilka czy nawet kilkanaście tysięcy kibiców, również. Poprawiłoby się od realnych dyplomatycznych akcji, nie będących biciem piany i robieniem z siebie wrażliwca za darmo, bo modne i nośne deklaracje nic nie kosztują. Szkoda tylko, że nic też nie dadzą, a na całym zamieszaniu ucierpi sport oraz kibice czy ludzie, którzy mieli z kibiców żyć. Włos z głowy Janukowyczowi zaś nie spadnie, nie miejmy nadziei.

Posted in: Europa, futbol, polityka, sport