Szum wokół Joanny Kluzik-Rostkowskiej trwa. Dzisiaj okazało się, że poseł Tobiszewski otrzymał wytyczne z partyjnej góry i raptownie przeszła mu ochota na zapraszanie eks-pisowiczki. Nagle bowiem posła ze Śląska naszła konkluzja, że na spotkaniu pytania dotyczyłyby raczej wykluczenia naszej bohaterki z partii niż sytuacji Rudy Śląskiej. Najbardziej oczywiście tracą na tym kandydaci, którzy nie doczekali się oficjalnego poparcia zarówno pisowskich mainstreamowców, jak i odszczepieńców. Inna sprawa, że oprócz odwołanych konferencji i spotkań w wizerunek pokrzywdzonej misjonarki uderzyło coś jeszcze.
Generalnie wiadomo, że w sprawie wyrafinowanych politycznych kalkulacji czy rozsądku prezes powinien zajrzeć do słownika lub encyklopedii, gdyż sam kieruje się głównie impulsami i emocjami, zaś jego reakcje są do bólu przewidywalne. W necie rozważano scenariusz, że Kluzik-Rostkowska postanowiła nabić sobie parę punktów byciem pognębioną przez prezesa i jego świtę, więc zamiast wyjść na własną rękę, sprowokowała wodza i dwór, a mechanizm zadziałał. Od paru dni powtarzali to też ludzie PiS… a dzisiaj powiedzial to wprost Janusz Palikot. I skończyło się rumakowanie. Dodatkowo jeszcze przypomniano, że to Kluzik-Rostkowska odpowiada za największy wizerunkowy przekręt żyjącego bliźniaka od czasu, gdy założył PiS, który to przekręt i tak nie wypalił, a za tę porażkę ekspremier obwinił właśnie „ładną buzię” od ściem z łagodzeniem image’u Prezesa i Sekty. Dodajmy do tego rezygnację ze stanowiska wiceprezesa i otrzymamy już nie ofiarę, ale prowokatorkę.
Wychodzi, że po przegranych wyborach szefowa kampanii prezydenckiej Kaczyńskiego zrozumiała, że z tej mąki chleba już nie będzie, a ugrupowanie spadło do poziomu „jedynie” największej frakcji opozycyjnej, na razie zbyt dużej na bycie skutecznie izolowaną, ale w przyszłości… Przyszłość nosić miała znak Smoleńska i agresywnego wizerunku partii, co wiązało się z marginalizacją naszej bohaterki, być może też z wątpliwym miejscem w Parlamencie, wynikającym z potencjalnego skurczenia się poparcia i w konsekwencji liczby mandatów. Dla Kluzik-Rostkowskiej nadchodziły ciężkie czasy i nie trzeba było jasnowidza, by na to wpaść.
I tu pojawił się Janusz Palikot. Porozmawiał trochę z naszą bohaterką, a ona stwierdziła, że zagra na nerwach prezesowi K. i pudłu rezonansowemu, aby sprowokować relegację. Udało się, a odprysk trafił jeszcze, w zasadzie za nic (tak samo, jak przy zawieszeniu), Elżbietę Jakubiak. Ta ostatnia ma problem, bo nikt jej raczej nie zechce, za to Kluzik-Rostkowska ma trochę opcji, w tym od posła z Lublina. Inna sprawa, że ten swoją wypowiedzią, obrazującą przebieg całej sprawy, napsuł szyki renegatce. Nie da się już zgrywać zaskoczonej i pokrzywdzonej, smutnymi oczętami wodzącej po kamerach i robiącej za cierpiętnicę w imię politycznego pluralizmu. Nie zmienia to, co prawda, faktu, że w PiS są równi i równiejsi, a podejście frakcyjne do wewnętrznej demokracji i krytyki jest bliższe republikom bananowym niż prawdziwej demokracji, niemniej ta słodka buzia okazuje się należeć do równie cynicznego politycznego gracza co ci, którzy owego gracza wysiudali z dotychczasowej partii. Może i mamy do czynienia z osobą spokojniejszą, bardziej kulturalną i bardziej merytoryczną niż byli klubowi koledzy, nie zmienia to jednak faktu, iż zraniona sarenka pokazała zęby jak u piranii. Na razie jest ona w centrum uwagi mediów i polityków, niemniej za chwilę ucierpi na tym, że mimo wszystko image osoby łagodnej i nieszkodliwej szlag trafił.
Joanna Kluzik-Rostkowska i tak miała inną wizję prowadzenia polityki, przyszłości kraju i swojego w nim kiejsca niż dotychczasowy pryncypał, z którym było jej coraz bardziej nie po drodze. W praktyce wybierała pomiędzy zmianą środowiska a marginalizacją, być może zatem wybrała słusznie. Ten wybór rzeczywistość zweryfikuje za rok. Okazuje się jednak, iż nie ma co tu mówić o poszkodowanej, przynajmniej nie w takim stopniu, jak jeszcze oceniano pod koniec zeszłego tygodnia. Skutki? Potwierdza się drodzy państwo, że nie ma róży bez kolców. Kłuć i ranić potrafi każda, nawet najpiękniejsza. Kluzik-Rostkowska odzyskała trochę w moich oczach, poprawiło się moje zdanie o jej charakterze i inteligencji. Minusem jest to, że skoro już wiadomo, do jakich gierek zdolna jest posłanka, to i wyborcom, i partnerom politycznym ciężej przyjdzie zaufanie eks-pisowiczce.
Subscribe:
RSS feed
Strokosz
09/11/2010
Poniekad sympatyczna Kluzik-Rostkowska poprzez swoja autentyczna ambicja popelnila polityczne samobojstwo i niebawem zetknie sie ponownie z szarzyzna i skromnoscia zycia przecietnego obywatela RP bez immunitetow, rozpasanych diet, kamer telewizyjnych itd itp.
Poniekad sympatyczna Kluzik Rostkowska jest typem nie intelektualisty – polityka, ale solidnego wykonawcy powierzonych zadan.Nie sadze, zeby – oprocz PSL – znalazla sie partia polityczna zainteresowana tzw. wolnym transferem poniekad sympatrycznej w swe szeregi.
W przyszlorocznych wyborach do Sejmu i senatu praktycznie Kluzik Rostkowska pozostaje z minimalnymi szansami na sukces, a z wielkimi szansami powrotu do normalnego zycia.
samobokjstwo polityczne dl;a tej poniekad sympatyczn ej Pani w swej dotkliwosci powoli przepyprowadzac bedzie ja w stan powolnej i bolesnej agonii – a szkoda! To czeka praktycznie kazdego z wierchuszki PiSdolandu, kto popadnie w nielaski duetu Kaczynski – Blaszczyk.
Padre
09/11/2010
Bardzo chcialbym sie z Toba zgodzic, ale polska polityka przypomina zatechle bagienko, w ktorym zmieniaja sie tylko etykietki ale nie osoby. Ide o zaklad, ze pomimo pisowskiej przeszlosci K-R zostanie zaniedlugo przez kogos przytulona.
Dario
09/11/2010
Fakt, w tym kraju jakoś nie funkcjonuje coś takiego jak wycofanie się polityka skompromitowanego z życia publicznego. Przytulą ją sporo przed wyborami parlamentarnymi.
J23
09/11/2010
A gdzie jest Shrek? Brakuje mi jego „błyskotliwych” wypowiedzi.
Shreku, odezwij się !!!
To powiedziałam ja, oślica.
szrek
10/11/2010
Już odpowiadam:
dzisiaj racje przyznaje Strokoszowi oprócz ostatniego zdania , należało się zdrajcom – kto pluje na własnego szefa i kolegów pożegna się z firma prosta zasada jak budowa cepa!
Dario
11/11/2010
Firma a partia to co innego. Co do partii, sama Konstytucja zakłada demokratyczność struktur wewnętrznych. To oznacza także prawo do krytyki i ścieranie się wewnętrznych nurtów. Możliwość usunięcia z szeregów partyjnych za mgliście (celowo) określone zagrożenie „realizacji celów programowych lub linii politycznej PiS” (art. 41 statutu PiS) (przy czym program jest ustalany na Kongresie, a członkowie mają obowiązek (art. 10 ust. 3 statutu) „postępowania zgodnego z programem linią polityczną i interesem politycznym PiS”, co w praktyce nakłada na pisowców zakaz prezentowania innych niż oficjalne poglądów) oznacza, że prawo do krytyki jest tu poważnie ograniczone. Zresztą było to widać choćby w przypadku Dorna, Ujazdowskiego i Zalewskiego, potem Poncyljusza (wpis na twitterze), Kluzik-Rostkowskiej i Jakubiak czy teraz (prawdopodobnie) Kamińskiego.
A z Kamińskim to jeszcze większy karniak. Człowiek wierny, zaufany, oddany, budujący zaplecze prezesa od dawna, odpowiedzialny za zwycięstwo Lecha Kaczyńskiego i PiS w 2005 roku, ma teraz oberwać za to, że nie zachowuje się jak świnia i nie dokopuje koleżance, która niedawno była z nim w partii. Kto będzie po Kamińskim? Ziobro? Kurski? Błaszczak? Bielan? Jak tak dalej pójdzie, prezes zostanie sam, bo powyrzuca wszystkich. A może sam prezes wyrzuci siebie za czerwcowo-lipcową nielojalność wobec linii PiS, popełnioną na prochach? Przecież wtedy Gierka chwalił.
A może chodzi tu o pokazanie, tak jak w przypadku Jakubiak, że zasługi nie mają żadnego znaczenia w obliczu emocji prezesa? Jeśli tak, to tym bardziej nie ma to nic wspólnego z demokratyzmem.