Po trupach do politycznego celu – nowa odsłona

Posted on 10/12/2010 - autor:

6


Po 10 kwietnia br. wyrosła nam nowa katergoria politycznego oportunizmu i czarnego PR-u. Kompletnie nowy poziom, odwołanie do naprawdę niskich pobudek i nagannych metod. Pod hasłem walki o dane wartości tak naprawdę brukanie ich samymi metodami, jakie zostały użyte. Plugawienie i wypaczanie wolności słowa i swobody wyrażania się oraz pluralizmu politycznego przez – niestety dosłownie – próbę dojścia do celu po trupach.
Obrzydzenie mnie bierze, kiedy widzę, jak raz po raz wiesza się na polityczny sztandar zmarłego Prezydenta Lecha Kaczyńskiego i na siłę czyni z niego już nie symbol czegoś tam, tylko kartę przetargową. Nóż się w kieszeni otwiera, kiedy z uporem maniaka prawicowa częśc opozycji usiłuje użyć ludzkiej śmierci, bólu i tragedii do walki politycznej i zdyskredytowania przeciwników. Po hucpie wywołanej próbą politycznego wykorzystania katastrofy smoleńskiej, a zrobiono naprawdę wiele w kierunku zawłaszczenia tej tragedii, upartyjnienia i upolitycznienia jej oraz nadania jej aury radykalizmu, wykorzystywanie przez tę grupę polityczną zabójstwa w łódzkim sztabie PiS w kampanii wyborczej już tak nie razi, mimo iż jest równie odrażające. Marka Rosiaka, na szczęście dla niego samego i jego rodziny, nie przedstawia się, przynajmniej tak intensywnie, jako symbolu danej myśli politycznej, nie robi sie z jego śmierci tak częstego pretekstu do wysunięcia w stronę rywali zarzutu o niski, agresywny język i nagonkę polityczną. Marek Rosiak nie był tak ważny dla obozu PiS, nie był wszak głową państwa, nie miał takich wpływów ani relacji z szefem PiS. Niemniej zarówno on, jak i ktokolwiek z feralnego lotu, powinien wreszcie spocząć w spokoju i nie być narzędziem ani przedmiotem politycznych akcji.
Zmarły Lech Kaczyński nie ma tak lekko. Nawet po śmierci nie jest mu dane odpocząć od służby ruchowi „Czwartej RP”. Hucpy z Macierewiczem i Fotygą to tylko czubek góry lodowej. Własny brat i własna córka, a także zięć, nie marnują czasu i próbują przekuć na polityczny efekt tę śmierć. Młody Dubieniecki już od jakiegoś czasu umizguje się do stryja żony, która coraz chętniej pomaga stryjowi w atakowaniu jego przeciwników śmiercią ojca. Stryj… szkoda gadać. Śledztwo, próby powołania komisji śledczej, frazesy o „moralnej i politycznej odpowiedzialności”, „testament” i obsesyjne wręcz skupienie na temacie katastrofy, praktycznie z pominięciem innej aktywności poselskiej. Teraz startuje ruch społeczny odwołujący się do „dorobku Lecha Kaczyńskiego”. Prezes K., chociaż na czele ruchu nie stanie, otwarcie go wspiera. Dzisiaj była konferencja pod szumnym hasłem „Lech Kaczyński – pamięć i zobowiązanie”. Zarówno lider PiS, jak i jego podwładni, w samych superlatywach przedstawiali Brata Swego Brata i robili z niego nie wiadomo jakiego męża stanu, który miał mieć kolosalny wpływ na upadek socjalizmu, działać tylko na rzecz dobra Polski i widzieć więcej niż ktokolwiek inny, może poza Jarosławem. Czyli na dobrą sprawę miał dzisiaj miejsce dalszy ciąg dorabiania zmarłemu Kaczyńskiego fałszywej legendy i wizerunku, jakiemu on nigdy nie odpowiadał.
Gadano sporo o „dorobku Lecha Kaczyńskiego”. A cóż to niby jest? Te prace naukowe na uczelni, które chwaliły ustrój i jego twórców oraz idee? Czy może zachowanie jako głowa najpierw miasta, a potem państwa? Ucieczka od palących problemów? Niemożność uwolnienia się od własnego zaplecza politycznego i wyjścia w kierunku całego Narodu? Bezradność, niesamodzielność i nieporadność? Nieumiejętność zachowania sie w towarzystwie, niestaranność czy wręcz niechlujność zewnętrznego wizerunku? Antagonizowanie polityki krajowej oraz zagranicznej przez ustawiczne odwoływanie się do starych kompleksów i zadr? Blokowanie reform w imię
dobrego samopoczucia Barata? Obsesyjna niechęć do mechanizmów wolnego rynku, wolnych mediów czy niezawisłości sędziowskiej? Granicząca z ksenofobią niechęć do Niemiec i Rosji przy jednoczesnej niemalże służalczości wobec USA? Nie, podziekuję, nie jest to „dorobek”, który zasługuje na coś więcej niż zachowanie w pamięci na przestrogę. Lech Kaczyński był prezydentem fatalnym, partyjnym, nieudolnym, nadmiernie emocjonalnym. Styl uprawiania przez niego polityki powinien wejść do kanonów jako ostrzeżenie i przeciwwskazanie. Pomijam już, że z uwagi na faktyczną podległość Bratu mówienie o jakimkolwiek „dorobku” czy „testamencie” jest po prostu śmieszne, bo w ten sposób przedstawia się Lecha Kaczyńskiego jako polityka samodzielnego, z własną wizją i własnymi celami. W kontekście notorycznego wykonawcy zadań i namiestnika PiS-u na Belweder udawanie, że nie był on politycznym przedłużeniem swego bliźniaka, to po prostu kpina.
Jeszcze większą kpiną jest jednak próba kreowania takiego „testamentu” na motyw przewodni nowego ruchu politycznego. Przyszłość próbuje się przedstawić za pomocą kogoś… cóż, nieżyjącego. Nie ma tu nic nowego, jest wciąż gryzienie własnego ogona, pod płaszczykiem nowego ruchu usiłuje się zamaskować to, że przerzucane na nieżyjącego brata polityczne poglady i pragnienia tego żyjącego są de facto zdartą do bólu, opatrzoną i niechcianą (co potwierdziły i wciąż potwierdzają kolejne przegrywane przez PiS wybory) płytą. Usiłuje się nam wcisnąć stary, śmierdzący i spleśniały towar w nowym opakowaniu, szantażując nas dodatkowo i próbując brać na litość osobą zmarłego. Nie sprawdziło się 4 lipca, nie przeszło 21 listopada, teraz też nie odniesie pożądanego skutku. Co najwyżej wciskanie Lecha Kaczyńskiego przy każdej okazji w polityczne dążenia prezesa PiS odepchnie ode tej partii ludzi zniesmaczonych tym godnym pożałowania spektaklem politycznego wypalenia i rozkładu. Nie tylko od postaci patrona ruchu wieje bowiem stęchlizną, także od przypisywanych mu idei. Nie ma nic nowego – przez tyle czasu można by chociaż spróbować wymyślić cos innego, bo dfalej PiS nie ma realnej oferty dla wyborców. Biorąc rzecz najprościej, jak się da: wspominkami po Lechu Kaczyńskim nie napełnię garnka.
Jeszcze jedni chętni znaleźli się do grania na śmierci: kluzikowcy. PJN od początku stał blisko PiS, próbując udawać, że w rzeczywistości niewiele łączy pisowskich renegatów z lojalistami. Wnioskując o powołanie komisji śledczej do spraw katastrofy PJN pokazuje, że do PiS mu równie blisko, co niegdyś Borowskiemu i jego SDPL do SLD. I że tak naprawdę chodziło jedynie o kwestię bycia pod Kaczyńskim, bo kluzikowcy celują w ten sam elektorat co ich były szef. A metody mają tylko nieco bardziej eleganckie.

Posted in: polityka, Polska