Już nie ofiara

Posted on 08/11/2010 - autor:

6


Szum wokół Joanny Kluzik-Rostkowskiej trwa. Dzisiaj okazało się, że poseł Tobiszewski otrzymał wytyczne z partyjnej góry i raptownie przeszła mu ochota na zapraszanie eks-pisowiczki. Nagle bowiem posła ze Śląska naszła konkluzja, że na spotkaniu pytania dotyczyłyby raczej wykluczenia naszej bohaterki z partii niż sytuacji Rudy Śląskiej. Najbardziej oczywiście tracą na tym kandydaci, którzy nie doczekali się oficjalnego poparcia zarówno pisowskich mainstreamowców, jak i odszczepieńców. Inna sprawa, że oprócz odwołanych konferencji i spotkań w wizerunek pokrzywdzonej misjonarki uderzyło coś jeszcze.
Generalnie wiadomo, że w sprawie wyrafinowanych politycznych kalkulacji czy rozsądku prezes powinien zajrzeć do słownika lub encyklopedii, gdyż sam kieruje się głównie impulsami i emocjami, zaś jego reakcje są do bólu przewidywalne. W necie rozważano scenariusz, że Kluzik-Rostkowska postanowiła nabić sobie parę punktów byciem pognębioną przez prezesa i jego świtę, więc zamiast wyjść na własną rękę, sprowokowała wodza i dwór, a mechanizm zadziałał. Od paru dni powtarzali to też ludzie PiS… a dzisiaj powiedzial to wprost Janusz Palikot. I skończyło się rumakowanie. Dodatkowo jeszcze przypomniano, że to Kluzik-Rostkowska odpowiada za największy wizerunkowy przekręt żyjącego bliźniaka od czasu, gdy założył PiS, który to przekręt i tak nie wypalił, a za tę porażkę ekspremier obwinił właśnie „ładną buzię” od ściem z łagodzeniem image’u Prezesa i Sekty. Dodajmy do tego rezygnację ze stanowiska wiceprezesa i otrzymamy już nie ofiarę, ale prowokatorkę.
Wychodzi, że po przegranych wyborach szefowa kampanii prezydenckiej Kaczyńskiego zrozumiała, że z tej mąki chleba już nie będzie, a ugrupowanie spadło do poziomu „jedynie” największej frakcji opozycyjnej, na razie zbyt dużej na bycie skutecznie izolowaną, ale w przyszłości… Przyszłość nosić miała znak Smoleńska i agresywnego wizerunku partii, co wiązało się z marginalizacją naszej bohaterki, być może też z wątpliwym miejscem w Parlamencie, wynikającym z potencjalnego skurczenia się poparcia i w konsekwencji liczby mandatów. Dla Kluzik-Rostkowskiej nadchodziły ciężkie czasy i nie trzeba było jasnowidza, by na to wpaść.
I tu pojawił się Janusz Palikot. Porozmawiał trochę z naszą bohaterką, a ona stwierdziła, że zagra na nerwach prezesowi K. i pudłu rezonansowemu, aby sprowokować relegację. Udało się, a odprysk trafił jeszcze, w zasadzie za nic (tak samo, jak przy zawieszeniu), Elżbietę Jakubiak. Ta ostatnia ma problem, bo nikt jej raczej nie zechce, za to Kluzik-Rostkowska ma trochę opcji, w tym od posła z Lublina. Inna sprawa, że ten swoją wypowiedzią, obrazującą przebieg całej sprawy, napsuł szyki renegatce. Nie da się już zgrywać zaskoczonej i pokrzywdzonej, smutnymi oczętami wodzącej po kamerach i robiącej za cierpiętnicę w imię politycznego pluralizmu. Nie zmienia to, co prawda, faktu, że w PiS są równi i równiejsi, a podejście frakcyjne do wewnętrznej demokracji i krytyki jest bliższe republikom bananowym niż prawdziwej demokracji, niemniej ta słodka buzia okazuje się należeć do równie cynicznego politycznego gracza co ci, którzy owego gracza wysiudali z dotychczasowej partii. Może i mamy do czynienia z osobą spokojniejszą, bardziej kulturalną i bardziej merytoryczną niż byli klubowi koledzy, nie zmienia to jednak faktu, iż zraniona sarenka pokazała zęby jak u piranii. Na razie jest ona w centrum uwagi mediów i polityków, niemniej za chwilę ucierpi na tym, że mimo wszystko image osoby łagodnej i nieszkodliwej szlag trafił.
Joanna Kluzik-Rostkowska i tak miała inną wizję prowadzenia polityki, przyszłości kraju i swojego w nim kiejsca niż dotychczasowy pryncypał, z którym było jej coraz bardziej nie po drodze. W praktyce wybierała pomiędzy zmianą środowiska a marginalizacją, być może zatem wybrała słusznie. Ten wybór rzeczywistość zweryfikuje za rok. Okazuje się jednak, iż nie ma co tu mówić o poszkodowanej, przynajmniej nie w takim stopniu, jak jeszcze oceniano pod koniec zeszłego tygodnia. Skutki? Potwierdza się drodzy państwo, że nie ma róży bez kolców. Kłuć i ranić potrafi każda, nawet najpiękniejsza. Kluzik-Rostkowska odzyskała trochę w moich oczach, poprawiło się moje zdanie o jej charakterze i inteligencji. Minusem jest to, że skoro już wiadomo, do jakich gierek zdolna jest posłanka, to i wyborcom, i partnerom politycznym ciężej przyjdzie zaufanie eks-pisowiczce.

Posted in: polityka, Polska