Polski dywan

Posted on 27/04/2011 - autor:

0


Do wyborów zostało parę miesięcy, a w praktyce oznacza to, że nie zanosi się na wielkie reformy, niezależnie od konieczności ich przeprowadzenia. Nie spodziewajmy się zatem po naszym rządzie zbytnich fajerwerków, co najwyżej porządkowania niektórych spraw. Nie ma co też nastawiać się na jakieś zmiany personalne w składzie Rady Ministrów, bo abstrahując od wagi i zasadności (lub nie) zarzutów kierowanych przez opozycję pod adresem członków rządu, koalicja ma większość i z tego powodu ewentualne wota nieufności skazane są na porażkę. Mniejsza już z tym, że następca ministra byłby swego rodzaju „niedolotem”, czyli osobą w zasadzie niezdolną do przeprowadzenia niczego znacznego z powodu braku czasu i skoncentrowaną głównie na dociągnięciu do wyborów, aby sobie wpisać w życiorysie posiadanie teki. Oczywiście zawsze można próbować odwołać obecnych posiadaczy resortów, jednak są to strzały głównie (o ile nie wyłącznie) na wiwat.
W tej chwili opozycja zabiera się za ministrów Rostowskiego i Grada. Główne zarzuty to dobicie polskich finansów i złe prowadzenie prywatyzacji. Fakt, państwowy dług publiczny osiągnąć miał ostatnio 55% PKB, niemniej nie jest to kwota zadłużenia, która powstała w przeciągu ledwie trzech lat z hakiem. Fajnie jest z pozycji podmiotów nie biorących odpowiedzialności za kluczowe resorty krytykować, natomiast kluby opozycyjne nie były zbytnio ani chętne, ani zdolne do przedstawienia realnych propozycji ratowania finansów państwa. Kiedy zaś ci ludzie byli sami u władzy, nie kwapili się za bardzo, aby problem polskiego deficytu i obciążeń finansowych Skarbu Państwa rozwiązać ideą z prawdziwego zdarzenia. Pomijam już kwestie braku wiedzy w temacie, który maskowany był chwytliwymi medialnie tematami typu aferki czy walka z urojonymi układami. Do krytyki każdy chętny, natomiast jak było trzeba zrobić, to nagle głowa w piasek. Deficyt rósł i kumulował się, aż nagle stał się zbyt duży, by można było dalej odwlekać problem. Przestano więc ukrywać kłopoty finansowe państwa i opozycja migiem zaczęła udawać Greka, że niby problem pojawił się dopiero za obecnego rządu.
Hipokryzja i bezczelność typowe jak na klasę polityczną, więc sytuacja taka nie dziwi, natomiast zniesmacza. W praktyce można odnieść wrażenie, że ktoś tu leje krokodyle łzy nad problemem, z którym bezpośrednio nie musi się uporać. W praktyce mamy tu do czynienia z ewidentną krótkowzrocznością, bo ktoś tę żabę kiedyś będzie musiał zjeść, a po kęsku rozłoży się na każdego z nas. Ucieczka od problemu tylko go powiększa, jednak i w tej kwestii mamy do czynienia z typową spychologią. Problemy finansów zamiatano pod dywan, aż w końcu nie dało się tak dłużej. Podobnie jest z infrastrukturą, służbą zdrowia, sportem, energetyką… ci, którzy obecnie rzucają gromy na ministrów, sami nie wykazali się zbytnio w omawianej materii, ale co tam. Liczy się tu i teraz. W praktyce nie jest tak łatwo, bo tak jak państwo „odziedziczyli” od poprzedniej władzy obecni rządzący, tak i następni nie będą zaczynać z czystą kartą. Najłatwiej usiłować wykręcić się od odpowiedzialności za własne zaniechania i błędy, jednak komuś tu umyka fakt, że absolutnie nie przyczynia się to do rozwiązania sytuacji. Kogo to jednak obchodzi, kiedy można sprowokować sytuację i wykorzystać ją do ataku na przeciwnika politycznego. Jakiś tam ferment zawsze pozostanie.

Ministrowie na 99% zostaną, możliwe też, że czeka ich kolejna kadencja na zajmowanych obecnie stanowiskach. Może i dobrze, bo oponenci poza pustą gadką nie przejawiają ani chęci, ani zdolności do uporania się z kłopotem, nad którym tak ubolewają. A po to chyba są, by owym kłopotom zaradzać.

Posted in: polityka, Polska